Gosia poczuła, jak prędkość zaczyna wciskać jej plecy w skórzany fotel samochodu. Na tylnym siedzeniu Ella pisnęła coś cicho po angielsku, gdy ich kierowca minął się na centymetry z ciężarówką jadącą z naprzeciwka po rumuńskiej drodze. Czarne, błyszczące audi pruło przez kraj, a dwie autostopowiczki siedzące w środku już od piętnastu minut usiłowały wymyślić powód, dla którego kierowca mógłby zwolnić, a w ostateczności najlepiej zatrzymać i wypuścić je ze środka. Gosia widząc rozszerzone źrenice młodego mężczyzny w krawacie, który prowadził ich auto, zaczęłą obawiać się najgorszego scenariusza. Gdy wsiadały do nowiutkiego audi na niemieckich blachach, nie spodziewały się, że kilkanaście kilometrów dalej będą obawiać się o swoje życie.
Kiedy na prędkościomierzu po raz kolejny błysnęło 140 kilometrów na godzinę, Polka nie wytrzymała.
– Czy możesz trochę zwolnić? – jej głos wtopił się w elektroniczną muzykę płynącą z głośników i narastający szum silnika. – Bardzo szybko jedziesz. Chyba trochę za szybko.
– Mam chorobę lokomocyjną! – podchwyciła Ella z tylnego siedzenia. – Bardzo nie chciałabym zabrudzić tych skórzanych siedzeń. – Wolniej, wolniej…
– Wolniej? – powtórzył kierowca z uśmiechem. Spojrzał przelotnie na siedzącą z przodu brunetkę, po czym przyspieszył do 150.
Gosia wczepiła się palcami w fotel i z przerażeniem zwróciła wzrok na drogę przed nimi. Czarne auto mijało kolejne samochody na odległość ramienia i wchodziło w zakręty, ledwie trzymając się na oponach. Ktoś zatrąbił za nimi, gdy wcisnęli się pomiędzy białą furgonetkę a osobowego mercedesa.
– Błagam, zwolnij – odezwała się z tyłu Ella. – Boimy się, że coś nam się stanie!
– Rozumiesz? – zapytała Gosia.
– Rozumiem – odpowiedział spokojnie mężczyzna, uśmiechnął się i natychmiast dodał gazu, chcąc wyprzedzić kolejny samochód.
Polka odwróciła się na swoim siedzeniu, by poszukać wsparcia w Elli. Australijka na migi powiedziała jej, że facet jest niebezpiecznym psycholem i natychmiast muszą się ewakuować.
– Tu niedaleko jest stacja benzynowa, muszę siku! Jak nie na stacji, to może być gdziekolwiek, ale muszę zaraz – Ella najpierw gładko skłamała, a dopiero potem spojrzała w ekran swojego smartfona i gorączkowo szukała jakiejkolwiek zatoczki na ich drodze.
– Dziewczyny, jedziemy sobie przecież spokojnie, nic się nie dzieje. Ja się trochę spieszę, to prawda – w tym momencie czarne audi uskoczyło znów przed jadącym z naprzeciwka samochodem, a Gosia o mało się nie przeżegnała, choć nigdy nie była specjalnie religijna. – Wydaje mi się, że przesadzacie. Wysadzę was gdzie chcecie, ale tu nie ma na razie takiego miejsca.
– Będzie, za chwilę będzie, już za… siedem kilometrów, będzie! – Ella machnęła smartfonem, by pokazać miejsce. – Naprawdę musimy wysiąść!
Gosia czuła, jak przepyszna owsianka zjedzona na śniadanie podchodzi jej powoli do gardła. Odetchnęła głęboko mimo napięcia. Przywołała w pamięci wszystkie sytuacje stresowe, które napotkały ją w agencji reklamowej, gdy pracowała czasami po kilkanaście godzin i co chwilę musiała gasić pożary albo łatać przecieki. Wyciągnęła telefon i wstukała międzynarodowy numer ratunkowy.
– Dobra, koniec żartów. Natychmiast nas wypuść – powiedziała tak lodowatym tonem, że szybki kierowca aż na chwilę zdjął nogę z gazu, a przynajmniej przestał przyspieszać. Brunetka pokazała mu wpisany numer i zawiesiła palec nad zieloną słuchawką. – Jeśli nie wysadzisz nas na tym postoju za siedem kilometrów, dzwonię na policję. Powiem, że nas porwałeś.
Mężczyzna zmarszczył lekko czoło, wpatrzony przed siebie.
– Po co te nerwy, oczywiście was wypuszczę – odpowiedział po krótkiej chwili. – Ja zawsze tak jeżdżę.
– Ale my nie – odpowiedziała Gosia, z palcem zawieszonym nad smartfonem.
Jakby chcąc pokazać, że nie ma nic dziwnego w wyprzedzaniu na trzeciego, jechaniu ponad 150 kilometrów na godzinę i tym podobnych zwyczajach, młody mężczyzna uśmiechnął się pod nosem , a potem oczywiście dodał gazu. Ella wpatrywała się w ich kropeczkę GPS na mapie, odliczając w panice każdy kilometr. Udało im się jeszcze zepchnąć na pobocze jadącego z naprzeciwka suva, następnie wymusić na ciężarówce to, żeby zwolniła i dała im przejechać i minąć jakiegoś dostawczaka w odległości dosłownie kartki papieru. Tuż przed wyczekiwaną zatoczką kierowca przestał się uśmiechać. Ella wołała z radością, że to już tu, że zaraz, że w prawo, a mężczyzna tylko poluzował krawat i wcale nie zachowywał się jak ktoś, kto chce się zatrzymać.
– Teraz, albo dzwonię! – krzyknęła Gosia, widząc zbliżające się miejsce postoju.
Facet prawie nie redukując prędkości poruszył gwałtownie kierownicą i wpadł w zakręt. Audi jakimś cudem wślizgnęło się pomiędzy namalowane na asfalcie białe linie i wysokie krawężniki. Elektroniczna muzyka stała się głośniejsza niż dźwięk silnika, gdy wskazówka predkościomierza powoli opadała na swoje miejsce, a samochód toczył się na parking. Wreszcie znieruchomiał.
– No dobrze, dobrze, nie dzwoń nigdzie – powiedział kierowca do Gosi.
– Jeszcze nie wysiadłyśmy – syknęła dziewczyna.
Chwilę później dziewczyny stały ze swoimi plecakami na asfalcie, z sercami nadal bijącymi dziko z powodu stresu. Polka wreszcie schowała do kieszeni telefon. Wpatrywała się w kierowcę, który zamykał bagażnik. Machnął im ręką na pożegnanie, po czym wsiadł do środka. Słońce odbiło się w błyszczących felgach, prześlizgnęło po czarnym lakierze, gdy auto zakręcało, by włączyć się ponownie do ruchu. Mężczyzna zawył silnikiem i ruszył z piskiem opon w swoją dalszą trasę, zostawiając autostopowiczki w zatoczce, pośrodku lasu.
– Boże! – krzyknęła nagle Ella, przerywając odzyskany cudem spokój ducha. – To straszne!
– Co się stało? – Gosia natychmiast odwróciła się do Australijki, która z rękoma na głowie patrzyła w stronę, gdzie znikło czarne audi.
– Zostawiłam tam kapelusz!
Przez moment jeszcze milczały i mierzyły się wzrokiem, ale nie minęło kilka sekund, już obie pokładały się ze śmiechu. W pewnym momencie, gdy Gosia czuła łzy na policzkach i zgięta w pół trzymała się z radości za brzuch, poczuła rękę Elli na ramieniu.
– Bella, to się sprawdziło.
– Co?
– Przepowiednia wróżki z restauracji – Ella z poważną miną usiadła na swoim plecaku. – Miałyśmy się wystrzegać faceta w krawacie ze stacji benzynowej, a właśnie tam go przecież spotkałyśmy.
Gosia pokochała Sigisoarę od pierwszego wejrzenia. Miejscowość skryta wśród pagórków miała w sobie coś toruńskiego, czy to za sprawą niedużych, kolorowych kamieniczek, czy średniowiecznej wieży z zegarem – dziewczyna czuła się tam jak w domu. Kolejny kierowca zawiózł Ellę i Gosię bardzo bezpiecznie pod sam pensjonat w którym spały, więc zrzuciły jedynie plecaki w pokoju i zaraz wyszły przez stare, drewniane drzwi na brukowaną uliczkę, by szukać czegoś do zjedzenia. Nie mogły wprost nacieszyć się promieniami słońca, cichymi zaułkami odchodzącymi od gwarnego rynku i deptaku przy wieży. Czuły się obezwładnione niezwykłą atmosferą miasteczka. Większość turystów znikła pod wieczór, a w lokalnej knajpie wyłożonej boazerią był tłok pomimo to – miejscowi również postanowili cieszyć się wspólnym czasem.
Kiedy dziewczyny wracały po kilku piwach do pensjonatu, blask latarni ślizgał się już po bruku. W ogródkach przy restauracjach dogasały ostatnie konwersacje, zza donic pełnych kwiatów wystawały radosne głowy staruszków albo romantycznie pochylone ku sobie czoła mężczyzn i kobiet. W momencie, w którym Gosia powiedziała:
– Jedyne, czego brakuje, to chyba jakiejś klimatycznej muzyki – przeszły obok otwartych drzwi, zza których buchnął grany na żywo jazz.
– Proszę bardzo! – Ella rozpostarła ramię szeroko i zatoczyła się przy tym nieco. – Oto na życzenie dla ciebie, rumuńska muzyka jak z Nowego Orleanu!
Ich pensjonat był zupełnie jak całe miasteczko: stary, cichy, pełen kwiatów i bardzo przytulny. Wybrały pokój z współdzieloną łazienką, żeby było taniej, więc teraz musiały zmierzyć się z faktem, że prysznic oraz lustro były na drugim końcu korytarza, w dodatku po kilku schodkach.
– Ja nigdzie nie idę – Ella położyła się w sukience na łóżku , po czym nasunęła poduszkę na twarz. – Dziś mam dzień trolla.
Gosia chwyciła tylko szczoteczkę do zębów i pastę. Nie potrafiła bez tego zasnąć, mimo najszczerszych chęci, by zrobić dokładnie to samo, co Australijka. Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi nieco głośniej, niż zamierzała.
Kiedy z lekka otępiała patrzyła w lustro w łazience szczotkując zęby, kilka dźwięków wytrąciło ją z upojnego stanu spowodowanego długim dniem i pysznym piwem. Natychmiast wyostrzyła słuch. Gdzieś zza ściany dochodziły kobiece lub dziewczęce krzyki, zupełnie nie przypominające ogłosów pełnych rozkoszy, które nocami w pensjonacie Gosia uznałaby za naturalne.
– Rzuć test na akrobatykę!
“Przecież to jest po polsku” – brunetka zamarła ze szczoteczką do zębów w ustach. Wychyliła się z łazienki, by sprawdzić korytarz. Drewnianą podłogę przykrywał wzorzysty chodnik, w jednym miejscu jaśniejszy za sprawą światła, padającego z wnętrza pokoju . Gosia zawahała się w progu. Iść sprawdzić? Nie iść?
– Teraz to wszyscy zginiemy. Unik przed buzdyganem. Kurwa. Kurwa. O, kurwa!
Dziewczyna wypłukała pastę z zębów, a potem boso podeszła przez pusty korytarz w stronę półotwartych drzwi, zza których dochodziły tajemnicze krzyki. Nie chciała naruszać czyjejś prywatności, ale pochłonięte w knajpie pilznery wyostrzyły jej ciekawość, a osłabiły wierność konwenansom.
– Twoja kolej według inicjatywy… Daj spokój, żeby stawić im czoła, musielibyśmy być na piętnastym poziomie!
Krzyknęła znowu osoba w pokoju. Przez uchylone drzwi widać było siedzącą skrzyżnie na łóżku, na oko dwudziestoletnią dziewczynę. Na uszach miała wielkie słuchawki , pochylała się do przodu w napięciu i z uwagą śledziła coś, co działo się na ekranie otwartego laptopa u jej stóp. Teraz zamiast krzyknąć, prychnęła coś pod nosem i założyła za ucho jasnobrązowe włosy. Jedno pasmo na jej głowie było zielone, tak samo jak piżama, w której siedziała.
– Mówiłam, żebyś tam nie lazł, głąbie. Teraz musimy z nimi walczyć. Rzucam na atletykę.
W głębi pokoju pojawiła się druga bohaterka tej sceny. Nie widząc skrytej w cieniu Gosi podeszła do okna szybkim, zdecydowanym krokiem.
– Julia, nie drzyj się – powiedziała karcącym tonem do wgapionej w laptopa dziewczyny.
Ponieważ nie doczekała się reakcji, wysoka i chyba starsza od Julii dziewczyna w czarnej koszuli nocnej przyskoczyła do łóżka. Pomachała szeroko rękami, aż falbanki na ramionach pofrunęły w rytm jej ruchów.
– Cały pensjonat śpi, jest północ – powiedziała cicho, karcącym tonem, gdy młodsza niechętnie zdjęła słuchawki.
– Już kończymy.
– To samo mówiłaś godzinę temu.
Po tych słowach starsza z dziewczyn zaczęła iść w stronę drzwi, za którymi schowała się Gosia. Podsłuchująca amatorka wieczornego mycia zębów niezgrabnie uskoczyła w cień, tak że mieszkanka pokoju nie zdążyła jej zauważyć. Stare drzwi skrzypnęły nieprzyjemnie, gdy zamykały się na dobre. Światło padające z wnętrza zgasło i brunetka stała boso na pustym korytarzu ze szczoteczką w ręce, a głową pełną zagadek.
Następnego dnia rano Ella uskarżała się nieco na skutki wieczornego picia, więc o nie zaczęły swojego dnia razem z pierwszym promieniem słońca. W zasadzie nie zaczęły go ze słońcem w ogóle, bo od rana niebo zasnuło się chmurami. Długo wyczekiwany deszcz w końcu nadszedł po fali upałów. Gosia dłubała łyżką w swoim śniadaniowym jogurcie myśląc z niesmakiem o tym, jak smutno będzie stać przy drodze i łapać stopa w deszczu. Mimo pogody wyruszyły jednak – Ella w kolorowej kurtce we flamingi i palmy, a Gosia z żółtym parasolem – by na poboczu oczekiwać jakichś zbawców spod znaku opla, fiata, mercedesa czy forda. Wszystko jedno, spod jakiego, byle szybko.
Na wylotówce szczęśliwie udało im się znaleźć miejsce bez kałuż, ale stojąc z plecakiem na ramionach już od pół godziny Gosia myślała jedynie o tym, że mogła nadal mieć swoją walizeczkę i podróżować jak dama. Tymczasem dała się skusić podstępnej australijskiej radości życia. Gdy tak patrzyła na stale uśmiechniętą Ellę z kciukiem wyciągniętym dziarsko w stronę kierowców, coraz mniej widziała w niej echo zachowań Karoliny, a coraz bardziej nową bliską osobę, z którą już zdążyła się podzielić co najmniej połową swoich trosk. Od tej myśli zrobiło się jej jakoś lepiej, więc też wyciągnęła rękę. Jakby odczytując ten sygnał dosłownie, w zatoczce zatrzymały się naraz dwa samochody. Jeden był czerwony, drugi srebrny.
Autostopowiczki spojrzały na siebie rozszerzonymi oczami.
– O którym mówiła wróżka? – zapytała Ella. – Chyba o srebrnym, co? Dobra, ja idę do czerwonego, a ty sprawdź ten – blondynka pokazała na stojący bliżej srebrny pojazd.
Gosia podniosła nieco do góry swój parasol, gdy okno w samochodzie uchylało się od strony pasażera. I choć siedząca w środku dziewczyna zadała pytanie “Dokąd jedziecie?” perfekcyjną angielszczyzną, Polka uśmiechnęła się szeroko z sobie tylko znanego powodu.
– Byle przed siebie, choć bardziej w stronę Wenecji – odpowiedziała wesoło, zauważywszy zielone pasmo na brązowych włosach, wielkie słuchawki na szyi swojej rozmówczyni i poważną minę kierującej pojazdem, starszej dziewczyny na siedzeniu obok.
Wspaniale się to czyta. Gładka narracja, wspaniałe dialogi. Ten z kierowcą rewelacyjnie rozpisany. Super ta wstawka ,, coraz mniej widziała w niej echo zachowań Karoliny, a coraz bardziej nową bliską osobę, z którą już zdążyła się podzielić co najmniej połową swoich trosk” jak pięknie opisane zachowanie, które przecież każdy z nas doskonale zna!
Jestem pod dużym wrażeniem. Gratki!