Gosia leżała z otwartymi oczami już drugą godzinę. Ta jedna cecha nie pozwalała jej w pełni cieszyć się życiem człowieka z plecakiem: miała bardzo lekki sen, a do tego dobry słuch. Wokół w ciemności co jakiś czas głośniej, a co jakiś ciszej dudniła muzyka, dochodząca z sąsiedniego domu. Wcześniej tego dnia zmęczone całodzienną przeprawą przez Serbię, cztery podróżniczki znalazły w jakiejś niedużej macedońskiej miejscowości nocleg na starych kanapach. Mimo uprzejmych zapewnień gospodarzy, że to bardzo miłe miejsce, gdzie można odpocząć od wszystkiego, Gosię od popołudnia przepełniała wewnętrzna wściekłość. Choć myślała o tym intensywnie od momentu zgaszenia światła w pokoju, nie zdecydowała nadal, na który życiowy czynnik zrzucić najwięcej winy. Wahała się pomiędzy zbliżającym się okresem, zmęczeniem, głośną muzyką a poczuciem bezsensowności swojej wyprawy, gdy siostra wypłakuje oczy w dalekiej Polsce.
Udało jej się póki co ustalić, że Ania spotkała się z Łukaszem, a rozmowa przebiegła bardzo spokojnie. Maciek jako informator, a zarazem przyjaciel siostry, sprawiał się na medal. Uspokajał również spanikowaną Gosię na wszelkie sposoby. Cały czas powtarzał jej, jak ważne jest, by z tego powodu nie przerywała swojej przygody w trasie. Ich relacja, polegająca głównie na codziennym pisaniu do siebie i jednym telefonie na dwa dni, nabierała zresztą koloru w tempie, którego Gosia się nie spodziewała. Zorientowała się dopiero po jakimś czasie, że niecierpliwie czeka na wiadomości z Polski. Każda rozmowa z Maćkiem trwała minimum kilkanaście minut, a po tych sesjach wymiany informacji oraz głupotek Ella mrugała do niej porozumiewawczo. “Taka uśmiechnięta, to ty jesteś tylko po telefonach od niego” – Australijka tłumaczyła swoje reakcje, a Gosia niby się z nią nie zgadzała, a jednak uśmiech nie schodził z jej twarzy jeszcze długo.
Macedońska impreza w domu obok zdawała się wcale nie zmierzać ku końcowi. Dziewczyna z tłumionym westchnieniem chwyciła w rękę swojego smartfona i spojrzała na ekran. Na jej twarz padło zimne, blade światło.
“Zaraz pójdę ich zamordować” – napisała do Maćka. – “Chyba już trzecią godzinę dudnią tak, że drży pode mną nawet linoleum na podłodze.”
Ze zdziwieniem zobaczyła, że chłopak nie śpi. Odpisał jej prawie natychmiast.
“Małgorzatko, nie krępuj się. Idź im nawrzucaj. Twój sen jest ważniejszy, niż ich impreza.”
Gosia uśmiechnęła się krzywo.
“Jasne. Na pewno tak twierdzą po czternastej butelce rakiji.”
“Ja tak twierdzę. Jakbym tam był, to bym do nich poszedł.”
Dziewczyna prychnęła cicho i nic nie odpisała. Po chwili na ekranie pojawiły się trzy ruchome kropki – sygnał, że zaraz padnie kolejna odpowiedź. Gosia nie odkładała telefonu i czekała, aż wyświetli się nowe zdanie, ale trwało to bardzo długo. Już miała zgasić ekran, gdy nagle zobaczyła blok tekstu.
“ W zasadzie takie rzeczy chyba pisze się tylko nocą jak nie można zasnąć. Ja nie mogę spać. Myślę o tym, że bardzo chciałbym być z tobą w trasie. Serio, teraz bym tam do nich polazł i uciszył dla ciebie cały dom pijanych Macedończyków.”
Lekki dreszcz przeszedł przez palce dziewczyny. Uśmiechnęła się bezwiednie. Zaczęła wpisywać jakąś ciepłą, długą odpowiedź w okno komunikatora. W połowie trzeciego rozbudowanego zdania zawahała się jednak. Zamknęła na chwilę oczy, a ręka z telefonem opadła na łóżko.
– Głupia jesteś – powiedziała do siebie na głos.
W ciemności usłyszała słodkie chrapnięcie Elli, która spała na kanapie obok. Gosia spojrzała w stronę koleżanki, jakby chcąc zapytać ją o zdanie. Przez chwilę patrzyła na nikłe plamy światła, które srebrzyły się na jasnych włosach Australijki.
Dzień wcześniej, jadąc przez Serbię, rozmawiały w aucie we czwórkę o swoich sercowych historiach. Ella miała na koncie najwięcej krótkich, intensywnych znajomości, ale też zdawała się nie rozpatrywać żadnego rozstania w charakterze porażki. Kolorowe i podróżnicze romanse brzmiały jak najlepsza baza do napisania harlequinów: całowanie na aktywnym wulkanie, surfer z włosami słonymi od wody, dwóch chudych studentów – przewodników po Tajwanie, a nawet trafiło jej się zafascynować starszym o piętnaście lat wilkiem morskim, który na własnoręcznie zbudowanym jachcie opływał świat już drugi raz.
– Takie życie – podsumowała całą serię opowieści. – Nie przywiązywałam się, nie żałowałam, po prostu byłam z nimi wtedy i czerpałam z tego wielką radochę.
– I ani razu nie poczułaś, że to jakiś twój jedyny facet?
– Każdy był jedyny. W tamtym czasie, kiedy był.
Gosia przez kilkadziesiąt kilometrów między jedną miejscowością a drugą patrzyła przez okno i zastanawiała się, czy zazdrości Elli tego podejścia oraz jej przygód. Wydawało się to być smakowite jak picie wina, naturalne jak wschód słońca i fantastyczne w swojej prostocie. A jednak czegoś jej brakowało w tej układance.
Widocznie Maja również rozmyślała na ten temat, bo w końcu zadała Elli pytanie.
– Ty chyba życiowo nie jesteś graczem zespołowym, co? Naprawdę nie chcesz dzielić emocji, które masz w podróży i swojego życia z kimś szczególnym dla ciebie?
Ella westchnęła z uśmiechem.
– Chcę. Tylko nie zakładam z góry, że taka osoba istnieje i że uda mi się ją spotkać. Póki co, jestem z wami. Na tym się skupiam, a nie na jakimś Panu Idealnym z moich wyobrażeń.
Leżąc w ciemności na macedońskiej prowincji, słysząc jak serce bije jej szybciej niż zazwyczaj, Gosia poczuła narastającą frustrację. Spojrzała jeszcze raz na ekran telefonu. Wykasowała napisane wcześniej zdania.
“Idę im zdrowo nawrzucać. Trzymaj kciuki.”
– Masz – Julia postawiła przed Gosią na stole nieco niedomytą szklankę wody i musujące tabletki w długim opakowaniu. – Powinno postawić cię na nogi.
– Ja już nigdy na nich nie stanę. Ja już nie mam błędnika.
Gosia całkiem opadła na stół przykryty ceratą. Czuła się, jakby stado kirgiskich koni, o których pisała jej Karolina, galopowało radośnie po jej głowie.
– Ładnie cię tam załatwili – roześmiała się Ella. – Po co łazisz nocą do sąsiadów, jak widać, że mają przed domem stos pustych butelek po rakiji?
– Chciałam spać – jęknęła głucho Gosia. – I poszłam ich uciszyć. A oni mnie zwyczajnie spili.
– No to nie udało ci się zdobyć punktów za konsekwencję, Bella.
Julia widząc, że skacowana dziewczyna nie zamierza nawet kiwnąć palcem, otworzyła pudełko z tabletkami. Wrzuciła jedną do szklanki.
– Masz, pij.
Gosia posłusznie chwyciła naczynie. Ziemia pod stopami nadal nieco jej się chwiała, więc gdy tylko opróżniła szklankę, zaległa znów na stole. Ptaki ćwierkały głośno, samochody jeździły głośno, a na domiar złego pojawiła się świeża i zdecydowana w działaniu, głośna Maja.
– Za pół godziny wyjeżdżamy. Żadnych opóźnień, żadnych wymówek – dodała bezdusznie pani kierowniczka, widząc stan Gosi.
I faktycznie po trzydziestu minutach siedziały już na powrót w srebrnym aucie. Oparta o boczne drzwi, w ciemnych okularach, pomiętym i chyba niezbyt czystym T-shircie, Gosia czuła, że to będzie najgorszy dzień wyjazdu.
– Dokąd my właściwie dzisiaj jedziemy? – zapytała.
– Do Skopje – odparła Maja, odpalając silnik. – Nocujemy w hostelu.
– I będzie dużo internetu, bo mamy sesję – dodała Julia z błyskiem w oku.
Gosia wyciągnęła z kieszeni telefon. Po powrocie z domu sąsiadów nad ranem zapomniała wpiąć go do ładowania, więc baterii mogło jej starczyć tylko na kilkadziesiąt minut, może godzinę. W innych okolicznościach poprosiłaby pewnie o podłączenie do samochodowej ładowarki, ale nie chciało jej się dyskutować z kierującą pojazdem o tym, że jednocześnie na jakiś czas odłączona zostanie nawigacja. Mogła też zapytać Julię o powerbank, bo na pewno w jej bagażu było ich kilka, ale nie miała nawet siły się odwrócić. Wszystko razem składało się na obraz nędzy, rozpaczy i klęski.
Do momentu, kiedy Gosia otworzyła wiadomość od Maćka.
“I jak, udało ci się? Wszyscy ustawieni do pionu?
Martwię się, bo się nie odzywasz.
Małgorzatko!
Koniecznie jak tylko to przeczytasz, to napisz.
Albo zadzwoń. Lepiej zadzwoń.”
Ledwie dotarła do końca tekstu, telefon sam zaczął wibrować.
– No, halo? Tak, żyję. Zaraz mi padnie bateria. Spili mnie ci Macedończycy, bardzo fajni ludzie, ale teraz umieram w samochodzie… Tak jakby… – urwała w pół zdania i spojrzała na czarny ekran smartfona. – I padł.
Westchnęła ciężko. Z uśmiechem błądzącym po twarzy oparła głowę o drzwi samochodu. Cały czas trzymała w dłoni nieaktywny już telefon. Za oknem błękitne niebo zapowiadało dzień pełen słońca. Kolejna piękna doba w trasie, godziny poznawania nowych miejsc i smakowania przygody.
– Ziemia do Belli – odezwała się zza pleców Australijka. – Ziemia do Belli.
– Co.
– Tak tylko sprawdzam, czy przypadkiem nie odfrunęłaś nam duchem do Polski.
Uśmiech na twarzy dziewczyny zrobił się jeszcze szerszy. Zdjęła na chwilę ciemne okulary, żeby spojrzeć do tyłu na współtowarzyszkę podróży. Ella wyczekująco uniosła brew.
– Tylko dawałam znać, że żyję – powiedziała Gosia. – Teraz i tak mi padł telefon, do wieczora jestem bez kontaktu.
– Dobrze. Nauczysz się tęsknić.
– O nie, tęsknić to ja już umiem.
– Tęsknić za tym gościem, Bella.
Gosia pokręciła głową i odwróciła się w stronę przedniej szyby.
Wieczorem w Skopje zostawiły w hostelu Julię, która ze słuchawkami na uszach zagłębiła się w świat gry. We trzy błądziły szarymi uliczkami, zaglądały w zaułki i kręciły się, zmęczone drogą, w poszukiwaniu jakiegoś miłego miejsca do zjedzenia kolacji. Nauczyły się, że przed podjęciem decyzji muszą przeglądać menu restauracji pod względem wegańskich dań, żeby Maja mogła się najeść, więc wybieranie trwało dość długo. Nad miastem snuła się mgła pachnąca kurzem, smogiem i grillowanym mięsem, co zmęczoną po poprzedniej nocy Gosię nużyło jeszcze bardziej. Naładowany już telefon miała ze sobą, więc co jakiś czas sprawdzała, czy z Polski nie przychodzą do niej nowe wiadomości. Czujna Ella zauważyła ten powtarzający się gest. Gdy po raz kolejny dziewczyna sięgała ręką do kieszeni, Australijka chwyciła ją za nadgarstek.
– Tęsknisz, Bella!
Brunetka znieruchomiała, zaskoczona. Bardziej, niż szybkim gestem koleżanki, zdziwiła się tym, że ma rację.
– Tak – odpowiedziała tylko i uśmiechnęła się.
– Gosiu, wybacz ciekawość – rzuciła Maja, odwracając się od podświetlonej tablicy z listą dań. – Ale co to za facet, z którym tak konwersujesz sobie przez telefon?
– Szczerze? Nie poznałam go na żywo. Mieszka w moim pokoju, gdy ja jestem tutaj. To przyjaciel mojej młodszej siostry.
– O. To taka trochę randka w ciemno?
– Trochę w ciemno, a trochę w odległość.
Wreszcie udało im się znaleźć miejsce godne kolacji, w dodatku z widokiem na górujący ponad miastem, podświetlony krzyż. Maja z radością wsunęła ogromną porcję macedońskiej sałatki bez sera, a pozostałe dziewczyny zamówiły nie mniej pyszne dania. Po poprzedniej nocy Gosia stanowczo odmówiła wszelkiego rodzaju alkoholu i mimo późnej pory kończyły posiłek kawą. Znów, tak jak wcześniej w hamaku na campingu, miała poczucie, że jest tam, gdzie powinna być.
Skierowała rękę w stronę telefonu, by napisać o tym Maćkowi. W pół gestu jednak zatrzymała się. Uniosła do góry głowę i napotkała rozbawione spojrzenia Elli i Mai. Dziewczyny wybuchły radosnym śmiechem. Gosia cofnęła dłoń.
– W zasadzie, to ci zazdroszczę – powiedziała miękko Maja, sięgając po swoją małą, mocną kawę. – Ja już się tyle razy sparzyłam, że chyba nie umiałabym tak bezmyślnie wskoczyć w nową relację. Przez trzech ostatnich facetów, czyli przez… Dziesięć ostatnich lat czuję się jak pogotowie emocjonalne. Albo sobie nie radzą z życiem, albo ze sobą, albo z przeszłością. Strasznie jestem najeżona, gdy ktoś teraz czegoś ode mnie chce.
– Maciek nic ode mnie nie chce.
– Póki co – Maja zapatrzyła się w rozświetlone wzgórze nad miastem. Na jej czole pojawiła się pionowa zmarszczka. – Gosiu, mówiłaś, że masz kryzys, prawda?
– Mam. Kryzys ćwierćwiecza. Taka robocza nazwa.
– To się faktycznie nie przywiązuj do tej nazwy. Z moich badań wynika, że kryzys trwa co najmniej do trzydziestki, a potem wcale nie jest weselej. Być może to są moje osobiste doświadczenia, bo każdy ma przecież inne – Maja mrugnęła porozumiewawczo w stronę Elli. – Od trzydziestolatków na przykład wymaga się, by byli już bardzo osadzeni w życiu, by mieli stałe miejsce, rodzinę, związki. Ale muszą być elastyczni, gotowi na zmiany. Trzedziestolatkom nie wolno już lekkomyślnie balować, ale muszą umieć się wyluzować, bo przecież to jeszcze nie czas, żeby każdego wieczora zalegać na kanapie. Już trzeba mieć jakieś sukcesy zawodowe, ale należy być stale otwartym na zmianę ścieżki kariery, bo przecież jest się całkiem młodym. Nie wolno już poszukiwać zbyt intensywnie, bo coś powinno być od lat znalezione. Nie wolno też przestać poszukiwać, wtedy inni patrzą na ciebie jak na starucha.
Po tym nieco nerwowym monologu Maja zamilkła. Ella przeprosiła koleżanki na chwilę, tłumacząc się wyjściem do toalety. Siedziały we dwie w milczeniu. Gosia jednym palcem przesuwała po brzegu talerzyka, a ciężką głowę opierała na ręce. Westchnęła. Pomyślała o tym, że gdzieś daleko na północy, w Toruniu, w mieszkaniu na Chopina, przy stole też mogłaby pić kawę.
– Wiesz co, Maja? – powiedziała brunetka po polsku. – Chyba mimo wszystko zaczynam oswajać ten kryzys.
– Oswajaj. Zostanie z tobą na długo.