– Nie mów mi jak mam żyć, jak sama nie wiesz! – Julia poczerwieniała na twarzy. Wstała gwałtownie, aż krzesło na którym wcześniej siedziała zaszurało i prawie się przewróciło. – Nikomu tak bardzo nie postanowiłaś uprzykrzyć życia jak mi, co? Siostrzyczko? To, że tobie się nie udało nikogo przy sobie zatrzymać, to nie znaczy, że ja mam mieć taką samą historię. Nie przyszło ci do głowy, jak bardzo twoje własne lęki i siano które masz w głowie, mogą być powodem twoich niepowodzeń? Może się najpierw udaj do jakiejś wegańskiej, buddyjskiej świątyni, czy w co ty tam wierzysz, a dopiero potem udzielaj złotych rad ludziom. Wcale nie jesteś taka konsekwentna i mądra, za jaką się uważasz. Masz milion nieprzerobionych sytuacji, strasznie się tego wszystkiego boisz, a najbardziej się boisz być sama!
– Julia – Maja rozejrzała się po restauracji dzikim wzrokiem. Pochyliła się nieco nad stolikiem i syknęła – Przestań się drzeć, ludzie się na nas gapią.
Młodsza siostra wyprostowała się bez słowa. Przez chwilę dziewczyny milczały, czas zastygł wokół nich jak zmrożona woda. Gosia i Ella siedzące przy tym samym stole wstrzymały oddech.
Julia pierwsza wykonała ruch. Zarzuciła torbę na ramię, zdjęła z oparcia krzesła swoją błękitną koszulę i założyła słuchawki na uszy. Odwróciła się na pięcie, pewnym krokiem ruszyła brukowaną uliczką. Kiedy szła, po jej włosach i opalonych ramionach przesuwały się plamy słońca prześwitującego przez liście i gałęzie drzew. Po chwili znikła za rogiem. W głuchej ciszy, która zapadła przy stoliku, Ella sięgnęła po sok w wysokiej szklance.
– No dobrze – powiedziała po angielsku. – Już wcześniej wiedziałam, że polski to przepiękny język, żeby wyrażać w nim skrajne emocje. Ale teraz przeszłyście same siebie. Co powiedziała Julia?
– Prawdę – Maja tępo patrzyła w miejsce, w którym zniknęła siostra. Jej oczy powoli zaczęły wypełniać się łzami.
Po południu nad Szkodrą przetoczyła się gwałtowna ulewa. W jej strugach srebrny samochód z trzema dziewczynami w środku wtoczył się przez kałuże na teren campingu. Przejechały wzdłuż równolegle zaparkowanych camperów we wszystkich odcieniach bieli i szarości. Wokół ludzie biegali w popłochu omijając największe dziury pełne wody, zakrywając głowy kurtkami, ramionami, czymkolwiek się dało. Ella widząc jak roztrzęsiona nadal jest Maja, wzięła na siebie załatwianie formalności związanych z noclegiem. Wyskoczyła z samochodu w stronę recepcji z krótkim “Nie martwcie się, będziemy mieszkać jak królewny”.
– Julia wie, gdzie jesteśmy? – zapytała ostrożnie Gosia.
– Tak, wzięła ze sobą telefon – Maja potarła czoło ręką i przymknęła na chwilę oczy. – A nigdzie nie rusza się bez swojego powerbanka. Pisałam jej, że będziemy tutaj na noc. Może zdecyduje się do nas dołączyć, zamiast gdzieś jechać z tymi Rumunami.
– Gdzie oni się właściwie wybierali?
– W góry, tu w pobliżu są piękne szlaki – starsza siostra westchnęła głęboko. – Wiem, że nawrzeczała na mnie jak idiotka, nie powinnam się o nią martwić, ale ona polazła w płaskich, zwykłych adidasach. Jeśli pójdzie z nimi, jeszcze w tym deszczu, to jest nieodpowiedzialną…
– Maja – przerwała jej Gosia. – Jak chcesz, możesz się o nią martwić. Ale to jest dorosła kobieta. I tak zrobi co zechce.
– Wiem. Ale…
– Maja.
Dziewczyny zmierzyły się wzrokiem. Gosia analizowała szybko, co jeszcze mogłaby powiedzieć, żeby przekonać rozmówczynię do porzucenia czarnych myśli o siostrze. Deszcz dzwonił o dach samochodu, a Gosia obserwowała zmarszczkę na czole koleżanki i nerwowe ruchy jej rąk poprawiających włosy związane w kitkę. Uświadomiła sobie nagle, jak bardzo jest do niej podobna. Przecież też martwiła się o swoją Anulę, do tego stopnia, że sprawdziła dosłownie każdą możliwość powrotu do Polski w ciągu najbliżych dni, w promieniu kilkuset kilometrów.
– Maja – zaczęła jeszcze raz, miękko. Położyła dłoń na ramieniu pani kierowniczki. – Rozumiem cię.
Drzwi do samochodu otworzyły się i do środka wpakowała się Ella. Z jej włosów ciekła woda, a na koszulce odznaczały się mokre, ciemne plamy od deszczu.
– No, moje kochane – powiedziała z uśmiechem, wymachując świstkiem papieru i kluczem. – Mamy taki zamek, o jakim nam się nawet nie śniło. Domek numer 6!
Ulewa przemknęła w ciągu kolejnej godziny i nad miejscowością znów pojawiło się palące słońce. Dziewczyny zakwaterowały się w drewnianej chatce z rozrzeźbioną werandą i witrażem koło drzwi wejściowych. Po krótkiej chwili na odpoczynek oraz skorzystanie z wifi przebrały się w stroje kąpielowe, żeby utopić zmartwienia na basenie. Albańskie miasteczko przyciągało nie tylko osoby w ich wielu, ale przede wszystkim seniorów w luksusowo wyposażonych camperach. W związku z tym znalezienie wolnego leżaka przy okrągłym basenie graniczyło z cudem Trzy podróżniczki rozłożyły się na kocu znalezionym w domku.
Po raz kolejny Gosia czuła, jak bardzo nieodpowiednie jest jej zachowanie w obliczu tego, że w Polsce być może Anula i cała rodzina Swadźbów staje przed trudnymi wyborami. Usilnie starała się znaleźć transport do Torunia, ale żadna opcja nie wydawała się być sensowna.
– Może to jest po prostu trudne, jeśli szukasz z telefonu? – zasugerowała Ella, gdy Gosia po raz kolejny odłożyła smartfon na koc i w ramach protestu wystawiła nos do słońca. – Może Maciek zechce ci pomóc?
Na dźwięk jego imienia brunetka znieruchomiała. Bardzo chciała się do niego odezwać, ale widziała w tym działaniu pewną nieszczerość. Nieszczerość oczywiście wiązała się z pocałunkiem na dachu “Mandarynki”, choć po tym upojnym wieczorze nie wydarzyło się nic oprócz kilku gorących spojrzeń i wymiany kontaktu, żeby móc obserwować się nawzajem w internecie. Przystojny Mircea z głębokim głosem zwyczajnie zniknął za zakrętem, kiedy wyjeżdżali z “Mandarynki”. Obaj Rumuni planowali spędzić kilka dni w pobliskich górach, więc tak jak Julia, Gosia mogłaby w prosty sposób kontynuować bałkański romansik.
– Nie wiem, czy to taki dobry pomysł, żeby teraz pisać do Maćka.
– Masz w głowie faceta z dachu, co, Bella?
Gosia westchnęła głęboko.
– Jak żyć?
– No ja ci tego nie powiem – odezwała się grobowym tonem Maja. Odłożyła trzymany w rękach czytnik e-booków. – Jak to zgrabnie ujęła moja siostra, mam tyle nieprzerobionych spraw w głowie, że każda życiowa rada ode mnie będzie kompletnym gównem.
Ella podniosła z ziemi malutki kamyczek. Wycelowała w nos pani kierowniczki i pstryknęła palcami tak, żeby ją trafić.
– EJ! – Maja uniosła się nieco na ramieniu. Obdarzyła blondynkę najbardziej morderczym ze swoich spojrzeń.
– Spuść trochę powietrza, kochana – Australijka uśmiechnęła się szeroko. – I zdradź nam wreszcie, co właściwie się wydarzyło. Pewnie ci nie pomożemy uporać się z problemami, ale przynajmniej to opowiesz.
Maja przez chwilę rozglądała się po campingu wokół, przygryzając wargę. Para starszych wczasowiczów w czapkach z daszkiem przeszła obok, zawzięcie dyskutując po niemiecku.
– No dobra. Zacznę od tego, że wyjechałam na delegację do Brukseli, pierwszy raz kilka lat temu. Tam się poznaliśmy. Mieszkałam w pokoju z jego znajomą, po prostu na jednej z wielu imprez pojawił się gdzieś w tle. To były mało rozsądne czasy – Maja uśmiechnęła się pod nosem do własnych wspomnień, a popołudniowe słońce zaiskrzyło w jej oczach. – Franz był Niemcem z południa, też pracował w Belgii wysłany przez swoją rodzimą firmę. Po kilku rozmowach wylądowaliśmy na kawie, po paru imprezach w łóżku. A po miesiącu delegacji i po całym tygodniu picia wracaliśmy z ekipą z firmy bardzo wczesnym, porannym lotem do Polski. Dodam, że prosto z nocnej imprezy na mieście. Firma wysyłała nas na tę delegację po kosztach, ale nam się i tak kasa zgadzała, bo przecież to była taaaaka dobra okazja, żeby złapać kontakty i wpisać do CV doświadczenia z oddziału w Belgii. W każdym razie Franz odprowadzał mnie aż do samych bramek na lotnisku. I całował na do widzenia, zaklinając, że koniecznie muszę wrócić, bo on nie wyobraża sobie kolejnych dni życia beze mnie.
Maja na chwilę przerwała. Niedaleko dziewczyn przebiegła grupka rozwrzeszczanych, mokrych od wody kilkulatków, którzy dopiero co wyszli z okrągłego basenu. Ella spojrzała za nimi z rozbawieniem, a Gosia niecierpliwym gestem strzepnęła z czoła krople.
– Nie mogłam o nim zapomnieć, pisaliśmy do siebie, gadaliśmy na skajpie, co jakiś czas latałam do niego do Brukseli. On do Polski oczywiście nigdy – Maja skrzywiła się nieco. – Choć nie przypominam sobie, żeby to powiedział, nie czuł kompletnie potrzeby poznawania kogokolwiek z moich przyjaciół albo rodziny. I tak w końcu zdecydowałam, że przenoszę się do Belgii. Nie zrozumcie mnie źle, nie żałuję ani chwili spędzonej tam, nie żałuję mojej decyzji. Jedyne, co mogłam zrobić inaczej, to szybciej przejrzeć na oczy.
– Jak długo byliście razem? – Gosia przeturlała się na brzuch i wpatrywała w koleżankę z uwagą.
– Łącznie pół roku na odległość plus trzy miesiące mieszkania razem. Wprowadziłam się w marcu i natychmiast poczułam, że coś się zmieniło – Maja głęboko westchnęła. – Wcześniej zachowywał się tak… Uważnie. Nagle po moim przyjeździe okazało się, jaki potrafi być w stosunku do mnie agresywny, jeśli tylko mam odmienne zdanie. Jego przestrzeń, nie tylko w mieszkaniu, ale tak w ogóle, stanowiła absolutną świętość, a moja była cały czas problemem. Rozmawiałam z nim, próbowałam odnaleźć przyczynę tej sytuacji w sobie, w swoim pojmowaniu słowa “związek” i tłumaczyłam w głowie jego zachowania. Przestałam mieć energię na cokolwiek poza analizowaniem, czy wszystko między nami jest okej, a potem czy na pewno dobrze rozumiem całą tę sytuację. Kiedy wychodziliśmy do jakiejkolwiek restauracji we dwoje, zawsze kończyło się to jakąś sceną. Raz asekuracyjnie nie pociągnęłam tematu, na który Franz chciał rozmawiać, a on wściekł się tak bardzo, że nawrzeszczał na mnie, rzucił serwetką i po prostu wyszedł. Byłam tak zawstydzona, tam mnóstwo ludzi w garniakach, sukienkach za miliony euro, wszyscy eleganccy i odstawieni jak na odpust. Przemknęłam jakoś bokiem przez knajpę do kelnerki, żeby zapłacić. Dziewczyna pokręciła głową, bo oczywiście widziała całą sytuację i powiedziała mi słowa, które na zawsze zapadły mi w pamięć: “Lepiej bez”.
Maja na chwilę ucichła. Kolejna para seniorów przeszła obok, a wesoły starszy pan uchylił słomkowego kapelusza, żeby ukłonić się trzem młodym dziewczynom. Jego siwa partnerka zauważyła ten gest i z udawaną zazdrością pacnęła go w ramię.
– Wtedy po pierwszy raz Julia przyleciała z Dusseldorfu i zrobiła mi interwencję.
– Brawo, Julia – wtrąciła Australijka wyjątkowo poważnym jak na nią tonem.
– Postawiła mnie do pionu, pogadała ze mną, nakazała żebym się nie trzymała kurczowo idei bycia z kimś za wszelką cenę. A ja z jakiejś potrzeby zbawiania świata analizowałam w głowie dalej, czy to on jest taki, czy to coś do naprawienia między nami.
Gosia oparła głowę na rękach. Tak bardzo wciągnęła się w słuchanie historii Mai, że zignorowała wibrowanie telefonu leżącego koło jej łokcia.
– To co cię w końcu skłoniło do odejścia?
– Mnie? Nic by mnie nie skłoniło – roześmiała się pani kierowniczka. – To on postawił na nas kreskę. Ironia losu, prawda? Nie umiałabym odejść, to on musiał podjąć tę decyzję. Kiedyś trzymał moje ręce w swoich, obiecywał, że będziemy razem, cokolwiek by się nie działo, ale wystarczyło mu dosłownie kilka tygodni na zmianę zdania. Jak tylko zaczęłam stawiać jakieś wymagania i granice, nastroszył się, zamknął w sobie. Parę razy usiłowałam jeszcze podejmować próby ratowania naszego związku, ale wszystko na nic. Julia przyleciała drugi raz z Dusseldorfu w połowie maja. Jak tylko stanęła w progu mieszkania z walizką, wiedziałam, że to jest misja ratunkowa. Ja, zawsze taka stanowcza, asertywna, czasem bezwzględna w pracy – w oczach Mai znów zaszkliły się łzy. – Okazałam się bezwładna jak szmaciana lalka w prywatnym życiu. Nie wiem co to było, oprócz feromonów, ale facet mnie naprawdę wypruł z decyzyjności i z energii. Ale na Julię zawsze mogłam liczyć… Zorganizowała moich znajomych, samochód do przeprowadzki, nowe mieszkanie i po tygodniu siedziałam już rycząc na kartonie, na poddaszu w nowym miejscu do życia.
Telefon przy ręce Gosi zawibrował drugi raz. Założyła, że to pewnie jakieś powiadomienie, choć byli daleko od źródła wifi.
– Czyli po tym nieudanym Franzu zostałaś mimo wszystko w Brukseli, jesteś kobietą sukcesu, kochasz miejsce w którym mieszkasz – powiedziała brunetka mocnym głosem.
– Tak – Maja uśmiechnęła się nieznacznie. – To mi trochę zajęło. Pierwszy miesiąc przeryczałam z nosem w poduszce, zamawiając chińskie żarcie z knajpy, która była dosłownie za rogiem. W drugim miesiącu rzuciłam się w wir pracy jak w obietnicę powstania z martwych. Codziennie dziesięć godzin za biurkiem, potem siłownia, czasem jeszcze jakieś inne aktywności, żeby tylko nie myśleć, nie czuć samotności i pustki. Trzeci miesiąc zaczął się od kolejnej wizyty Julii. Kazała mi przestać się wygłupiać. Razem zawsze jest nam lepiej, choć z zewnątrz wygląda to jak ciągłe przeciąganie liny – starsza siostra przymknęła powieki.
W ciszy Ella pokiwała złocistą głową. Słońce powoli zniżało się nad horyzontem i ich miejsce przy basenie znalazło się na granicy cienia.
– Podziwiam cię – Gosia przyglądała się spokojnej już pani kierowniczce, która zaczęła delikatnie gładzić dłonią koc. – To ogromny wysiłek, żeby się po takim czymś pozbierać.
– Ogromny, to mogę z całą pewnością powiedzieć – przyznała Maja. – Ja zresztą nadal szukam tej winy w sobie, choć na poziomie rozumu wiem, jakie to bez sensu. Gdyby nie interwencje Julii, na pewno nie dałabym rady. Niby taka ze mnie poważna starsza siostra, a nie umiałam nawet spuścić gościa na drzewo, kiedy się okazał nic nie wart.
– Nie masz się o co obwiniać. Wydaje mi się, że to generalnie nie jest taka prosta sztuka, powiedzieć komuś “koniec” – Ella uniosła się z koca i rozejrzała wokół. – Ale my musimy powiedzieć “koniec” temu leżeniu, bo zaraz będziemy w cieniu.
Dziewczyny zaczęły zbierać swoje rzeczy. Z naręczem sprzętów do opalania i pływania wracały w stronę swojego drewnianego domku. Kiedy minęła ich ta sama grupka rozradowanych kilkulatków, tym razem już ubrana w kolorowe t-shirty, Gosi przypomniało się, że przecież ktoś pisał do niej. Odblokowała telefon.
Maciek. “Wszystko w porządku? Tęsknię.”
Mircea. “Dołączysz do nas w górach? Tęsknię.”
Dziewczyna zwolniła kroku, porażona podobieństwem obu wiadomości. Ella razem z Mają szły dalej, a Gosia stanęła na piaszczystej drodze, pomiędzy dwiema wielkimi kałużami pozostałymi po deszczu. Wpatrywała się w telefon bez władzy w rękach, kiedy zawibrował trzeci raz.
Julia. “Jakby co, jestem z chłopakami w schronisku, jest super. Znalazłam ci lot do Polski za dwa dni, z Tirany z przesiadką w Mediolanie. Zainteresowana?”