Gosia położyła rękę na trawie tak blisko dłoni Maćka, że gdyby między ich palcami chciał przejść mały żuczek, zaklinowałby się po paru krokach. Zrobiła to oczywiście celowo, nie patrząc w stronę chłopaka i z uwagą obserwując samochody przejeżdżające przez most na drugą stronę Wisły.
– Szkoda, że musisz już iść do roboty – powiedziała. – Mam poczucie, że jest jeszcze mnóstwo tematów, na które byśmy mogli pogadać – zobaczyła, że Maciek otwiera usta i nabiera powietrza, więc natychmiast dodała: – Albo pomilczeć.
– A tak – uśmiechnął się chłopak.
Wypił łyk kawy z kubka termicznego, całkowicie świadomy niewielkiej odległości, która dzieliła jego rękę od palców Gosi. Od kilku dni napięcie między nimi rosło, ale żadne nie wykonało jeszcze ruchu, który mógłby zdradzić jakiś konkretny zamiar. Jednak starczała mała sugestia, że miło by było przed pracą wypić wspólnie kawę na Bulwarze Filadelfijskim i już Maciek stał w progu kuchni z przygotowanymi dwoma kubkami oraz szerokim uśmiechem.
– To mój przedostatni dzień pracy, wraca kumpel, który mi nagrał tę robotę w susharni – chłopak patrzył przed siebie na wodę płynącą pod mostem. – Koniec płukania ryżu.
– Nie chcesz tam zostać? Albo nie możesz?
Maciek skrzywił się i pokręcił przecząco głową.
– Za trzy tygodnie zaczyna się semestr, nie mógłbym tam pracować w pełnym wymiarze godzin. No i to nie jest praca marzeń, chociaż sporo się nauczyłem. A ty? – chłopak machnął kubkiem w stronę Gosi. – Masz już coś na oku? Jakąś furtkę do świetlanej kariery?
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Spojrzała w stronę Maćka ciepłym wzrokiem, lekko przesunęła dłoń tak, że na ułamek sekundy ich palce dotknęły się pomiędzy źdźbłami trawy.
– Nie, jeszcze nic mam. Co z tego wynika, nie mam też pieniędzy, a to już gorsza wieść – dziewczyna sięgnęła po swój kubek i patrząc na przesuwającą się wolno wodę napiła się z niego kawy. – I jeszcze gorsza wieść jest taka, że w tym tygodniu muszę iść na panieński koleżanki.
– Jeśli panieńskie choć trochę przypominają kawalerskie, to ja bym się raczej cieszył.
– Będziemy w jakimś SPA pod Toruniem, dla panny młodej jest przewidziany piękny prezent w postaci grawerowanego naszyjnika, wieczorem wracamy do Torunia i idziemy na miasto szaleć. Także zabawa, szał, alkohol, mężczyźni, masaże, to wszystko się pięknie wpisuje w hasło “dobra impreza”.
Maciek sięgnął do kieszeni, żeby sprawdzić godzinę na telefonie. W zasadzie musiał już iść, ale na tym trawniku siedziało się z Gosią zbyt dobrze, by przejmować się takim drobiazgiem jak punktualność.
– To co jest nie tak z tym panieńskim?
– Nie chcę na niego iść – Gosia opuściła głowę i spojrzała ze zmarszczonymi brwiami na swoje stopy. – Po pierwsze nie mam kasy, a raczej nie chcę wydawać mojej resztki pieniędzy na wszystkie te atrakcje, prezenty, szarfy, szampany, słomki w kształcie penisów.
– Słomki…
Gosia wykonała ruch ręką, który sprawił, że Maciek nie dokończył zdania, ale zdusił w sobie śmiech. Dziewczyna położyła dłoń w tym samym miejscu na trawie, jeszcze bliżej jego palców.
– Po drugie, panna młoda, czyli Ania jest mi nadal bliska. Byłyśmy na jednym roku. Ale jej świadkowa, która organizuje panieński… Krótko mówiąc, zepsuła mi piękną przyjaźń.
– Między tobą i panną młodą? – Maciek znów ukradkiem zerknął na telefon. Jeszcze chwila i szef zorientuje się, że go nie ma.
– Tak – Gosia westchnęła ciężko. – Długa historia, w każdym razie kiedy Ania zeszła się z Andrzejem, na początku spędzali razem cały czas, tacy zakochani do szpiku kości, nie zwracający uwagi na otoczenie. Pierwsza faza. Sama słodkość plus tęcza. Było dla nas zrozumiałe, że się trochę odcięli. Świadkowa jest też bliską znajomą Andrzeja. A do tego apodyktyczną, nastawioną na pieniądze zołzą. No i Ania została przez nią zagarnięta do ich hermetycznego towarzystwa, tak bardzo odcięła się od wszystkich swoich poprzednich znajomych, że nie miałam z nią kontaktu kilka miesięcy. Takiego szczerego, autentycznego jak wcześniej. Wymieniałyśmy zdawkowe komentarze na fejsie, czasem jakieś organizacyjne gadki w stylu “jakie polecisz mi kosmetyki”. Dodatkowo wiem, że świadkowa mnie nie znosi. Także szykuje się panieński na bogato, na który nie chcę wydać pieniędzy, dla przyjaciółki, która przestała mnie potrzebować w swoim życiu, organizowany przez laskę, której nie chcę widzieć na oczy.
– Brzmi źle – Maciek wrzucił kubek z kawą do plecaka. – Ale może miej to po prostu w dupie?
– Imprezę, świadkową czy pannę młodą?
– Może… skoro i tak pójdziesz, bo pewnie nie chcesz odmówić, to baw się tak, jakby wszystko między tobą i panną młodą było okej, a świadkową miej w dupie?
Gosia głęboko westchnęła. Patrząc na Wisłę przed nimi zdała sobie sprawę, że podobną radę dałaby jej Ella. Australijski akcent przemknął przez wspomnienia dziewczyny jak spadająca gwiazda nad Macedonią. Na twarzy Gosi pojawił się lekki uśmiech. Poczuła, że Maciek znów ukradkiem dotyka jej dłoni leżącej na trawie.
– To jak się zachowam, to będzie miara prawdziwej przyjaźni, tak?
– Między nami? – chłopak zarzucił plecak na ramię. Chwycił drobną dłoń Gosi w swoją rękę. Razem wstali z trawnika. Patrzyli na siebie dobrą chwilę, czując jak energia przepływa przez palce i trafia gdzieś wzdłuż kręgosłupa do samych koniuszków stóp. – Ja nie chcę się z tobą przyjaźnić, Małgorzatko.
– Wiem, bohaterze – odpowiedziała Gosia. Wolną ręką dotknęła szorstkiego policzka chłopaka i przesunęła rękę na jego szyję, a potem mocne ramię. – Wiem też, że jesteś bardzo spóźniony. Śmigaj do pracy, słyszę jak ryż cię wzywa.
Najcenniejszych rzeczy w zyciu nie nabywa sie za pieniadze.