47. Osiągnięcia dorosłości

Karolina postawiła  na drewnianym stole dwa ogromne talerze pełne ciepłego jedzenia. Adam obserwował uważnie reakcję swojej przyjaciółki, która ubrana w polarową kamizelkę siedziała obok.

– O losie, miałeś rację – westchnęła kobieta. – Wielkie.

– Kasieńko, oczywiście, że miałem – brodaty pracownik schroniska pokazał na pierś kurczaka prężącą się pomiędzy frytkami. – Dzisiaj ucztujemy, bo to ostatni wspólny wieczór z Karoliną. 

– Jak to? 

Głowa Kasi od razu odwróciła się w stronę chudej blondynki. Karolina przepraszająco wzruszyła ramionami. Mijały właśnie cztery pełne tygodnie, w ciągu których zdążyła się uspokoić, znudzić, zakochać w schronisku jako miejscu oraz stanie ducha, a nawet przytyć półtora kilo od serwowanego tam jedzenia. Wyciszyła serce przy oglądaniu map i snuciu planów na kolejne górskie wyprawy. Poznała sposoby na przygotowywanie hurtowych ilości jedzenia, na najszybsze zdejmowanie pościeli, na unikanie obowiązków i wciskanie ich pozostałym tak, żeby się nie zorientowali. 

Przede wszystkim jednak odetchnęła od swojego własnego życia. W wolnym czasie na zmianę gapiła się po prostu przez okno jak odludek lub poznawała mnóstwo niezwykłych ludzi, gdy miała towarzyski nastrój. Cokolwiek przychodziło jej do głowy w związku z czasem spędzonym na Jagodnej, było przysypane wrażeniem słodkim jak cukier-puder. 

– Niestety – odpowiedziała, siadając pomiędzy Adamem a jego potężnym, również brodatym przyjacielem, którego nazywali Zeusem. – Za dwa dni kończę pracę, a skoro ten typ postanowił już jutro ruszać z wami do Czech, to co ja mogę…

– Hola, hola – Kasia przełknęła kęs kolacji i oskarżycielskim gestem skierowała widelec w stronę Karoliny. – Sama go do tego namówiłaś. 

– Bo mówi, że nie był na takiej wycieczce od miesięcy! – roześmiała się blondynka. – Nieustannie siedzi tylko w tym schronisku, które zresztą jest przecudownym miejscem do nieustannego siedzenia, ale niech coś jeszcze w życiu zobaczy. 

Zeus do tej pory w milczeniu zajadał się swoim kurczakiem, ale podniósł teraz brodatą głowę i zamruczał pod nosem:

– Ja pamiętam naszą ostatnią wycieczkę, z czasów mroku i zła…

– Tak? – Karolina wstała od stolika. – To opowiedz, co to był za inny Adam. Mnie pocieszał na wszystkie sposoby, ale nie wspominał o jakichś swoich wielkich życiowych przełomach. Zastanów się, co powinnam usłyszeć, żeby go potem móc szantażować, a ja wezmę piwo z lodówki.

Blondynka odeszła w stronę baru. Zeus nachylił się do nieco skrzywionego Adama i zapytał go, czego do tej pory o jego życiu dowiedziała się współpracowniczka. 

– Tylko tyle, że kiedyś spędziłem rok w Norwegii na robocie, że to było dla dziewczyny i że gówno z tego wyszło – wyliczył bez uśmiechu Adam. – Wiesz przecież, że to nie jest moja ulubiona historia.

– Powinieneś mieć te emocje już dawno za sobą – odezwała się znad talerza Kasia. 

Adam tylko wzruszył ramionami. 

Karolina wróciła z czterema butelkami piwa. Stawiając je na stole pomyślała, że przez jej schroniskowe życie naprawdę przewinęło się mnóstwo ciekawych osób. Udało jej się pogadać ze starym goprowcem, znajomym jej nieżyjącego wujka. Mogła przypilnować czwórki niesfornych dzieciaków, z którymi młoda matka chodziła po górach i nie godziła się na samotne siedzenie w domu. Grała do rana w planszówki z grupą harcerzy spędzających deszczowy weekend w trasie. Rozmawiała przy barze z młodym burmistrzem Bystrzycy, któremu wszyscy z obecnych w schronisku gości mówili „cześć”. Najbardziej pokochała jednak rozśpiewane, wesołe babcie z gitarą. Kobiety na sobotni wieczór częściowo przywiózł ktoś busem, a kilka z nich postanowiło podejść na Jagodną  w ramach nordic walking. 

– No dobrze, to czego jeszcze nie wiem? – zapytała Karolina, rzucając wyzywające spojrzenie Adamowi. – Poproszę o piękną, długą opowieść godną wieczoru w schronisku.

Zeus odsunął od siebie pusty już talerz po kolacji. Odchrząknął i sięgnął do torby przewieszonej przez oparcie krzesła. Wyciągnął ze środka zadrukowaną z jednej strony kartkę oraz czarny pisak. Spojrzał na papier, mruknął „A, to faktura”, a potem położył go na stole. 

– Kiedy przekraczamy próg dorosłości, zaczynamy długą przygodę jak w RPG-u – zaczął swoim głębokim głosem. Narysował na kartce kilka kółek, jedno obok drugiego. – Możemy w trakcie różnych questów zdobywać achievementy i rozwijać postać, którą dostaliśmy na starcie…

– Przestań z tym angielskim – odezwała się ostro Kasia, a Adam cicho parsknął śmiechem.

– Jak chcesz inaczej powiedzieć achievementy?

– Osiągnięcia? – zasugerowała Karolina.

– No dobrze, osiągnięcia. Osiągnięcia dorosłości – Zeus każde kółko na kartce ozdobił szarfą gotową na wypełnienie jakimś napisem. – Zależnie od wybranej ścieżki rozwoju, czy chcesz być druidem, asasynem, czy czymkolwiek innym, zbierasz trochę inne doświadczenia. A ten oto człowiek – mężczyzna kiwnął pisakiem w stronę pracownika schroniska – ma na koncie 90% ze wszystkich osiągnieć, jakie wymyślisz.

Karolina spojrzała w stronę Adama uważniej. Z założonymi rękami patrzył na Zeusa i bez specjalnej radości czekał na ciąg dalszy.

– Na przykład jakie? – spytała blondynka.

– Na pierwszy rzut oka mogą być pozytywne albo negatywne, ale wszystkie dodają punktów doświadczenia. Na przykład wyjazd za granicę do pracy – na kartce pojawił się w kółku rysunek samolotu, a w szarfie napis „Saksy”. – Zawód miłosny. Nieukończenie studiów. Wzięcie kredytu. Jazda własnym samochodem zatankowanym za własne pieniądze. Życie tylko na pizzy przez trzy miesiące. Powrót do rodzinnego domu, gdy źle. Odmowa przyjęcia pomocy, bo przecież sobie człowiek poradzi. Odbicie się od dna finansowego dzięki niespodziewanej zmiany branży.

Karolina w zdumieniu patrzyła, jak kolejne rysunki pojawiają się na kartce. Kasia również skończyła posiłek, odłożyła sztućce na talerz. Nachyliła się do pracowniczki schroniska i powiedziała konspiracyjnym szeptem, że chłopacy znają się od liceum.

– Dałbyś tam coś bardziej pozytywnego – nieco poddenerwowany Adam wtrącił się w końcu do monologu przyjaciela. – Przecież jak porządny człowiek poszedłem nawet na chwilę do pracy w korpo, kupiłem elegancką walizkę, mogłem chodzić na najdroższe sushi na najwyższych piętrach budynków… Zupełnie inny ja. 

– Zależy, jak kto pojmuje coś pozytywnego – Kasia stuknęła palcem w jedno z pustych kółek na kartce. – Dla mnie osobiście osiągnięciem było urodzenie tych dwóch bombelków, które, chwała Panu, siedzą dzisiaj z babcią i pewnie robią rzeczy totalnie niedozwolone. No i własny biznes. O, tego pierwszego Adam nie ma na koncie, czyli faktycznie nie 100%, tylko 90% przeżyć może być na jego karcie postaci.

Karolina oparła głowę na rękach i wpatrywała się w papier zapełniony zeusowymi rysunkami. Co dla niej było takim osiągnięciem? 

– Jakbym miała być dowcipna, to pewnie bym tam wpisała pierwsze lody zjedzone zamiast obiadu i entuzjastyczne robienie prania w słoneczny dzień – powiedziała. – Ale tak naprawdę… To wyprawa do Kirgistanu. A nawet bardziej powrót stamtąd.

– O, byłaś? – Zeus aż podniósł głowę znad kartki. – Słyszałem, że góry są tam obłędne.

– Są – potwierdziła dziewczyna z uśmiechem. – A zatrucia pokarmowe najbardziej dojmujące, jakie przeżyłam. No dobrze, rysunki piękne, łapię koncept, ale gdzie mroczna historia Adama? 

Kasia westchnęła głęboko. Zajęty dekorowaniem kartki Zeus milczał. Adam ponuro wpatrywał się w blat stołu. W takim nastroju Karolina widziała go chyba tylko raz, gdy przepadł gdzieś jego ulubiony schroniskowy kot.

– Depresja, choć wtedy niezdiagnozowana – powiedział w końcu niegłośno pracownik schroniska. – Bezsensowne, jak najszybsze przejście całego szlaku beskidzkiego. Nic mi to nie pomogło. Leczyłem potem ciało pół roku, a psychikę kolejne pół – chłopak uniósł głowę i napotkał współczujące, ciepłe spojrzenie pary błękitnych oczu. – I teraz jestem tutaj. 


Karolinie skończyły się pieniądze w najbardziej nieodpowiednim momencie. Stała przy kasie w markecie w Bystrzycy Kłodzkiej i po tym, jak terminal odrzucił jej kartę, bezskutecznie usiłowała wygrzebać z portfela jakieś drobne. Ludzie z kolejki wychylali się z nieszczególnymi minami, jakiś staruszek prychnął na nią niecierpliwie. W końcu przeprosiła za zamieszanie, wyszła ze sklepu bez zakupów. Postawiła spakowany plecak na chodniku i usiadła na betonowym murku. Powrót do domu bez wody albo bułki wydawał jej się straszny, ale wizja całkowicie pustego konta mroziła ją jeszcze bardziej. „To jest moje kolejne osiągnięcie dorosłości” – pomyślała, zakładając w końcu plecak po kilku minutach bezczynności. – „Puste konto. Całe szczęście, że chociaż bilet zdołałam kupić przez internet.”

Wsiadając do pociągu na stacji dziewczyna rozglądała się wokół z niewytłumaczalną czułością. Każde z drzew po drugiej stronie peronu zdawało się poruszać w rytm muzyki, której słuchała podłączona przez słuchawki do telefonu. Razem z tłumkiem mieszkańców miejscowości weszła do wagonu. Wrzuciła plecak na półkę, rozsiadła się na fotelu i patrzyła na znikającą nazwę stacji, gdy ruszyli na północ. Telefon lekko zawibrował, ogłaszając przychodzącą wiadomość. Przeczytała wysłany po angielsku tekst.

„Hej kawowy potworze, jak życie? Jeśli akurat jesteś w momencie szukania pracy, to mam dla ciebie coś ekstra. Koleżanka potrzebuje konserwatorów do renowacji w starym kościółku na południu Niemiec. Zainteresowana? Trzymaj się tam, buziaki, Mathis.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *