Tuż przed godziną zero Gosia spojrzała na przyklejony na drzwiach studia radiowego obrazek z plażą i wesołym grubaskiem w szortach w kwiaty. Czuła, jak jej serce przyspiesza, a dłonie zaczynają się pocić. Rzuciła okiem na zegar odliczający czas do końca reklam, a potem jej wzrok znów powędrował w stronę obrazka prosto z Hawajów.
Powolnym, precyzyjnym ruchem zdjęła buty i postawiła je pod biurkiem. Przesunęła stopami w kolorowych skarpetkach po miękkiej wykładzinie. Za szybą umieszczoną w jednej ze ścian widziała uśmiechniętego Igora, który przypatrywał się jej uważnie. Dostrzegł gest ściągania butów i pokazał kciuki w górę.
Jeszcze tylko dwadzieścia sekund.
Obok Igora siedział z marsową miną Stary Waldek, który miał jej pomóc jako realizator audycji. Wychylił głowę zza swojego monitora dopiero wtedy, gdy na zegarze widniało dziesięć sekund.
Dziewięć…
Gosia spoconą dłonią chwyciła myszkę komputera i przesunęła kursorem po ekranie tylko po to, żeby coś zrobić. Na jednym ze swoich monitorów widziała radiowy czat ze słuchaczami, a na drugim playlistę ułożoną przez Czarnego.
Pięć…
Igor nadal patrzył przez szybę. Pomachał do Gosi i zaczął robić głupie miny. Dziewczyna uśmiechnęła się nerwowo.
Trzy…
Wbiła wzrok w kartkę z przygotowanym tekstem do odczytania w pierwszym wejściu.
Dwa…
Zaświeciła się czerwona lampka.
– Dobry wieczór. Po tej stronie mikrofonu Gosia Swadźba. Zastąpię nieobecnego dziś redaktora Czarnego. Mimo jego braku spędzimy te dwie godziny na wspólnym słuchaniu dobrej muzyki prosto z bloków i miast całego świata. W międzyczasie oczywiście zachęcam was do odzywania się na naszym radiowym czacie. – Gosia wzięła głęboki oddech, starając się, żeby nie było tego słychać w eterze. – Zaczęliśmy już od klasyka, to był oczywiście Kaliber 44 i “Film” . A teraz w waszych głośnikach Pezet i jego “Ukryty w mieście krzyk”.
Kiedy tylko muzyka rozległa się w jej słuchawkach, a mikrofon został wyciszony, westchnęła głośno. Potrząsnęła lekko głową, jakby chciała zrzucić z siebie część stresu.
Drzwi do studia otworzyły się bezdźwięcznie. Dziewczyna oderwała wzrok od monitora i odchyliła jedną słuchawkę z ucha.
– Gosieńko, świetnie weszłaś. Oby tak dalej, jeszcze tylko dwie godziny minus reklamy i wiadomości – powiedział stojący w progu Igor. – Ja już muszę lecieć, zostawiam cię pod skrzydłami Waldka.
– O Jezu – jęknęła Gosia. – A jak ludzie będą zadawać pytania? To co ja im powiem?
– Że się nie znasz na hip hopie i że w Wikipedii sobie znajdą – redaktor wzruszył pogodnie ramionami. – Nie, dobra, tego im nie mów. Jesteś bystra, poradzisz sobie. No, to ciao.
– Ciao…
Kiedy drzwi się zamknęły, dziewczyna znów nasunęła słuchawkę na ucho. Płynęły w niej bity przygotowane przez kolegę, ale nie potrafiła się w ogóle na nich skupić. W przypływie paniki patrzyła na radiowy czat, jeszcze pusty. Na otwartej obok stronie zobaczyła za to wiadomość od Maćka, który właśnie jechał powrotnym pociągiem z rodzinnego domu.
“Słucham cię z trasy, chociaż trochę zasięg tnie. Jakoś ci pomóc? Będę w Toruniu na dworcu dopiero koło północy, więc nie zdążę tam wbić do radia, żeby ci zza pleców podpowiadać. Dajesz radę?”
“Jeszcze daję, minęły dopiero dwie minuty. – spojrzała na zegar odliczający do kolejnego wejścia i znów poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. – Zaraz mówię.”
Zanim ponownie odszukała kartkę z zapisanymi zdaniami, zauważyła nowe wiadomości na radiowym czacie. Dwie osoby życzyły jej powodzenia w debiucie, a jedna pytała co się stało z Czarnym.
Trzy, dwa, jeden…
Czerwona lampka.
– To był jeden z najsilniejszych głosów na scenie brytyjskiej, czyli Roots Manuva i “Things we do”. Dziś wieczorem zaproszę was jeszcze w imieniu mojego redakcyjnego kolegi na wyprawę nieco dalej, niż wzdłuż Wisły, nawet dużo dalej, bo za ocean. Posłuchamy teraz chłopaków z Wu-Tang Clan, którzy swoje dźwięki przywożą do nas prosto z lat 90’. Zaraz po nich wrócimy do domu, odezwie się do nas Inespe ze swoim “Gdybym”.
Czerwona lampka zgasła, kiedy intro pierwszego utworu już brzmiało na antenie. Gosia w słuchawkach przez chwilę miała tylko muzykę i znów oddychała spokojniej. Stary Waldek za szybą oderwał wzrok od konsolety. Popatrzył na dziewczynę uważnie. Gestem pokazała mu, że wszystko jest w porządku, choć jednocześnie pocierała stopami o miękką wykładzinę, żeby poczuć jakiś grunt pod nogami.
Na czacie pojawiły się kolejne wiadomości. Ktoś komentował muzykę, ktoś znów napisał dobre słowo dla Gosi. Choć najbardziej na świecie pragnęła po prostu przebrnąć przez dwie godziny czytając z kartki, musiała zacząć odpowiadać słuchaczom, skoro wcześniej zachęciła ich do kontaktu.
“Oni pytają o tego Inespe, z kim na początku współpracował – napisała do Maćka. – Co o nim wiesz?”
Zanim kolejny raz weszła na antenę, na swojej kartce miała już nabazgrolone kilka nowych informacji.
– Jeśli ktoś dopiero teraz włączył się do słuchania, ma prawo czuć się zaskoczony. Witam w ten październikowy wieczór. Nazywam się Gosia Swadźba i w zastępstwie za redaktora Czarnego zapraszam was dzisiaj do zanurzenia się w dźwięki ulicy. Dziękuję wam także za wszystkie dobre słowa pisane na naszym radiowym czacie. Zapewniam was, że redaktor Czarny wróci za tydzień, yyy – spojrzała w panice na Starego Waldka, który zza szyby machnął jej ręką. – Pytanie od pana…yyy… Tomisława – dziewczyna zebrała wszystkie wewnętrzne moce, żeby opanować drżenie ręki i głosu. Tak jak podpowiadał jej wcześniej Igor, gdy zaczęła tracić nad sobą kontrolę, na siłę uśmiechnęła się do mikrofonu. – Jakie były początki Inespe i czy coś wspólnego ma z tym grupa RHX? Yyy, posłuchajmy teraz Fisza, który zabrzmi jak “Furiat”, a odpowiedź na to pytanie pojawi się po przerwie.
Czerwona lampka zgasła, a w słuchawkach znów popłynęła muzyka. Stary Waldek wstał od swojego biurka za szybą i zajrzał przez drzwi do studia.
– Co robię źle? Jest beznadziejnie, co? – zapytała Gosia natychmiast.
– Jest okej – mężczyzna kiwnął spokojnie głową. – Tylko nie mów, że Czarny będzie za tydzień, bo tego na razie nie wiemy. I mniej “yyy”.
– Dobra, dobra, jasne – odpowiedziała gorliwie, patrząc jednocześnie na czat, który znów rozbrzmiał pytaniami i pozdrowieniami od słuchaczy.
Maciek nareszcie odpisał na jej wcześniejszą wiadomość. Przekazała mu kolejnych kilka wątków do poruszenia. Po krótkim serwisie informacyjnym i reklamach wróciła na antenę z większą pewnością. Prawie nie zauważyła, jak czas mijał i po kilku kolejnych kawałkach do końca pierwszej godziny zostało jedynie pięć minut.
– Na naszym radiowym czacie marika85 poprosiła o zadedykowanie następnej piosenki swojemu mężowi – mówiła Gosia swobodniejszym tonem. Pocierała stopą w skarpetce o wykładzinę i jedną ręką delikatnie gładziła włącznik małej lampki stojącej na biurku. – Zanim jednak w głośnikach wybrzmią soczyste dźwięki Grammatik prosto z albumu “Światła Miasta”, chciałabym nieco rozszerzyć tę dedykację. Z ciepłymi pozdrowieniami dla wszystkich facetów, dzięki którym można się czuć bezpiecznie, szczególnie w ciemnościach. Teraz dla was – “Puste pokoje”.
Gosia zobaczyła, jak Stary Waldek przewraca oczami za szybą. W pierwszym momencie wystraszyła się, że swoją inicjatywą zaprzecza tożsamości audycji i z czatu posypią się na nią gromy, ale stało się odwrotnie. Nagle odezwało się tam kilka głosów opowiadających się całkowicie po uczuciowej stronie mocy.
“Ooo, teraz miałem zasięg całkiem długo, cudowne to było – napisał Maciek w osobnym oknie. – Ta dedykacja to dla mnie!”
“Mhm, to jak chcesz kolejną, napisz mi coś o tym co robi teraz Donguralesko, bo ja na wyciąganiu szczegółów nie jestem w stanie się skupić, a słuchacze na pewno wolą info od ciebie niż ode mnie, że w sumie gość nosi świetne bluzy” – odpisała szybko, zanim znów musiała powiedzieć coś na antenie.
Kawałek po kawałku Gosia zbliżała się do końca. Jeszcze dwa razy Stary Waldek machnął jej ręką, żeby zastanowiła się nad tym, co mówi i przykleił do szyby kartkę z napisem “yyy”. Odpowiedź jednego z piszących na czasie słuchaczy w pewnym momencie tak ją rozśmieszyła, że niemal wylała swój kubek herbaty na klawiaturę. Realizator ze zgrozą patrzył przez szybę na młodszą koleżankę, która wycierała chusteczką plamę z biurka i jednocześnie zapowiadała kolejną piosenkę.
Kiedy Gosia miała wejść na antenę po raz ostatni, słuchacze dziękowali jej za poprowadzenie audycji.
– Powoli kończą się “Nuty na czarną godzinę”. Jestem bardzo wdzięczna za wszystkie słowa wsparcia, płynące od was z toruńskich bloków i domów. Dzisiejszy wyjątkowy wieczór zamkniemy kilkoma dźwiękami i dobrym przekazem od O.S.T.R., który lubi być sam. Audycję realizował Waldemar Starzewski, a ja nazywam się Gosia Swadźba i mówię wam…yyy, dobranoc.
Dziewczyna zdjęła słuchawki z głowy, powiesiła je sobie na szyi. Przez chwilę siedziała w wygłuszonym pomieszczeniu studia z zamkniętymi oczami. Przetrwała to. Jeszcze nie wiedziała, czy bardziej chce jej się siku czy wymiotować, ale organizm powoli zrozumiał, że może wyrzucić z siebie nagromadzone napięcie. Znów spojrzała na drzwi, gdzie na zdjęciu szczerzył zęby grubasek stojący w piaskach rajskiej plaży.
Chwilę później w wejściu stanął Stary Waldek.
– Wszystko dobrze?
– Tak – Gosia potarła twarz dłońmi i uśmiechnęła się blado.
Pół godziny później młoda dziennikarka wychodziła z budynku radia na ulicę. Czuła się, jakby przebiegła maraton. Choć na Chopina miała tylko kilkanaście minut piechotą, zdawało jej się, że będzie tam iść całą wieczność. Jej percepcja była nieco osłabiona, więc dopiero po chwili zauważyła wysokiego mężczyznę w kapturze, który czaił się obok wejścia.
– Ej, ty.
Obejrzała się za siebie w panice. Wzrokiem szukała w mroku nachalnego przechodnia. Z ciemności wyszedł w plamę światła padającego znad wejścia do radia.
– Maciek, debilu – Gosia westchnęła z ulgą, gdy rozpoznała pod kapturem uśmiechniętego szeroko chłopaka. – Chciałeś, żebym ci przywaliła?
– A wiesz, przyszedłem z dworca po największą znawczynię hip hopu w mieście – powiedział. Podszedł do niej i przytulił ją mocno. Pochylił głowę do jej ucha, jakby chciał jej zdradzić jakiś sekret. – I chciałem ci powiedzieć… Yyy, dobranoc.