58. Krok w tył

– Nie rób kroku w tył.

Karolina miała na głowie słuchawki, więc tylko z ruchu warg koleżanki odczytała ostrzeżenie i zamarła w miejscu, w którym stała. Irene przywołała ją gestem. Polka bardzo powoli odstawiła na podest trzymany w ręce kubek z rozwodnionym wapnem. Kolejnym ruchem Włoszka przywołała Karolinę do siebie i kiedy ta była już blisko, ściągnęła jej słuchawki.

– No ładnie – westchnęła Irene. – Wiesz, że mogłaś sobie co najmniej złamać kręgosłup?

– O, kurczę – Karolina obejrzała się za siebie gwałtownie. – To już drugi raz dzisiaj…

– Jakaś rozkojarzona jesteś, przecież ostatni tydzień skakałaś po rusztowaniu jak wiewiórka.

Blondynka oparła się ramieniem o chłodną, pionową rurę. Omiotła wzrokiem przestronną nawę kościoła. Gdzieś nad ich głowami Hanka nuciła do muzyki, która brzmiała w jej słuchawkach, a Kris hałasował schodząc po drabinie na niższy poziom konstrukcji. Z ostatniego stopnia chłopak zeskoczył lekko i stanął obok dziewczyn, które nadal przeżywały swój strach.

– Co jest?

– Może powinnam trochę odpocząć…

Od początku swojego pobytu w klasztorze Karolina nie znalazła nawet chwili, by spokojnie poleżeć na łóżku. Cała gromadka zatrudnionych w projekcie młodych ludzi ciężko pracowała i jeszcze ciężej balowała po pracy. Codziennie wieczorem po zejściu z rusztowania spłukiwali z siebie biały pył, farbę i złote płatki kruszące się z odnawianych zdobień. Spędzali czas razem rozmawiając, jedząc, pijąc lokalne piwo, włócząc się po klasztornych korytarzach i ogrodach. Zgodnie z zapowiedzią w poprzedni weekend Hanka zorganizowała wyprawę do Bazylei, gdzie spędzili wieczór bardzo bogaty w wydarzenia i imprezy. 

– To idź do pokoju, połóż się, zdrzemnij – Irene mieszała w swoim plastikowym kubeczku brązowy płyn o drażniącym zapachu. Patrzyła uważnie na koleżankę. 

– Nasz pokój to nie jest specjalnie dobre miejsce do odpoczynku – Karolina podniosła na chwilę wzrok. Uśmiechnęła się krzywo. – Najpierw musiałabym odgruzować wszystko spod trzech warstw brudnych ciuchów i butelek po coli, a potem dopiero się położyć.

Irene wytknęła język. Odwróciła się plecami do Polki, a chustka zawiązana na jej głowie śmignęła w powietrzu przed nosem zdumionego Krisa. Włoszka postawiła stopę na drabinie i ruszyła do góry na wyższy poziom rusztowania.

– Ale tak serio, to chyba pójdę już do pokoju – powiedziała Karolina, strzepując z rękawa złote płatki, które sypały się z góry. – Nic nie jestem w stanie już dzisiaj z siebie dać.

– Jeśli będzie ładnie, może ten weekend po prostu spędzimy łażąc po górach? – zaproponował Kris. – Odpoczniesz na pewno, bo tu nie ma żadnych szalonych tras. 

– O – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. – Super pomysł. Pogadamy o tym wieczorem?

– Jasne.

Karolina odbyła krótką procedurę opuszczania rusztowania: umyła pędzle, odstawiła na miejsce wszystkie pojemniki i narzędzia. W zeszycie wiszącym na jednym z elementów najniższego poziomu wpisała godzinę zejścia ze stanowiska pracy. Przechodząc przez nawę kościoła w kierunku wyjścia minęła dwie uśmiechnięte siostry zakonne, które dźwigały naręcze kwiatów do dekoracji ołtarza. 

Na schodach prowadzących do pokoju Karolina poczuła wibrowanie telefonu. Wyjęła go z kieszeni pewna, że to jakieś zwykłe powiadomienie, ale na wyświetlaczu podskakiwała zielona słuchawka. Nieznany numer dzwonił z Polski.

– Tak, słucham?

– Czy rozmawiam z Karoliną Kowalską?

– Tak.

– O, super! Udało się – nerwowy dziewczęcy głos po drugiej stronie na chwilę ucichł. – Nawet nie wiem, jak zacząć albo zapytać… Szukamy Wiktora. Zaginął.

Karolina rozejrzała się wokół siebie nieprzytomnie. 

– Jak to, zaginął?

Nie mamy od niego żadnej wieści od kilku tygodni. Ach, nie przedstawiłam się – głosik chrząknął przepraszająco. – Jestem jego siostrą. Przyrodnią. Pewnie o mnie nie wspominał, bo nie lubi mojego ojca… No nieważne. Czy miałaś może z nim jakiś kontakt w ostatnim czasie?

Karolina usiadła na chłodnym stopniu schodów. Zanim odpowiedziała, przymknęła oczy i głęboko westchnęła. 

– Raczej dawno. Napisał do mnie list po moim wyjeździe z Kirgistanu. Długo go nie otwierałam, przeczytałam dopiero w zeszłym tygodniu. Coś tam było o jego planach… – przesunęła ręką po oprószonych białym pyłem, sztywnych włosach. – Chciał wracać do Polski, ale tylko przejazdem. A potem być może zatrudnić się w schronisku w Alpach.

– Aha, to się w sumie pokrywa z wersją Tomka i Nataszy – wymruczała do siebie dziewczyna po drugiej stronie. – Dobra, zapisałam. Przepraszam, że tak przepytuję, nie było w tym liście innych informacji? Jakichkolwiek?

– Och, tylko jakieś bzdury o gwiazdach.

Karolina poczuła, jak na wspomnienie treści wzbiera w niej fala złości. Wstała ze stopnia schodów, żeby przepuścić przechodzącego starego ogrodnika. Kiedy przeszedł nie usiadła jednak z powrotem, ruszyła za nim w stronę swojego pokoju. 

– Na pewno nie było nic dziwnego? Żadnych wskazówek, dopisków, czegokolwiek?

– Kilka kropli wosku. I bardzo zamazany numer na odwrocie kartki.

– Numer? Numer telefonu? A mogłabyś sprawdzić, czy da się go jakoś odcyfrować? – głosik przyrodniej siostry zabrzmiał błagalnie.

– Być może. Nie wiem, czy jestem w stanie odzyskać ten list, bo wyrzuciłam go do kosza – Karolina stanęła na szczycie schodów. Skręciła w stronę pokoju. W nerce przypiętej na biodrach szukała klucza do drzwi. – Ale moja współlokatorka jest taką bałaganiarą, że być może te śmieci nadal są dostępne do przeszukania.

– Kurde, zawsze pod górkę z tym Wiktorem – jęknął głosik w słuchawce. – Jeśli uda ci się znaleźć list, to proszę wyślij mi zdjęcie tego numeru. Będę bardzo, bardzo wdzięczna.

– Jasne – odpowiedziała Karolina szybko. – Strasznie mi facet zalazł za skórę, ale głupio, jakby się gdzieś zapodział, skoro najwyraźniej jest czyimś bratem, tylko jakimś cudem zapomniał mi o tym wspomnieć.

– No tak, no tak. No nic. To czekam na sygnał. Jeśli nie znajdziesz listu, też daj znać.

– Okej, jasne. Powodzenia w szukaniu.

Karolina zakończyła rozmowę i przekręciła klucz. Za drzwiami do pokoju czekało na nią późnopopołudniowe słońce, firanka lekko poruszająca się z podmuchem wiatru, stos ciuchów piętrzący się w strefie zajmowanej przez Irene oraz zawalony przedmiotami stolik, gdzie królowały zwiędłe kwiaty w wazonie oraz otwarty laptop. Dziewczyna spojrzała w stronę kosza na śmieci. Był pusty.


Kris wycharczał coś bardzo niepochlebnego z wnętrza kontenera. W ciemności światełko jego latarki-czołówki ślizgało się po ścianach pojemnika i podskakiwało nieregularnie.

– A więc mówisz, że nienawidzisz typa, bo się na nim zawiodłaś? – Calin spojrzał na Karolinę uważnie. Polka w milczeniu kiwnęła głową. – To po co ten trud? – machnął brodą w stronę Krisa, który przeklinając po niemiecku usiłował rozpoznać worek z pokoju swoich koleżanek. – Niech się kto inny o niego martwi.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Głupio, jakby umarł gdzieś w trasie, bo mi się nie chciało sprawdzić telefonu nabazgranego w liście.

– No, jest – dobiegło w końcu z wnętrza kontenera. Kris wyprostował się. W ręce trzymał pękaty foliowy worek.

Karolina przyskoczyła do brzegu pojemnika na śmieci i oparła się o niego całą sobą. Patrzyła jak kolega nożem rozcina folię i wysypuje zawartość. Prawie na samym dnie znalazł kopertę, na rogu zalaną niezidentyfikowanym płynem. Dziewczyna odebrała list od Krisa i z lekką odrazą wymalowaną na twarzy otworzyła go na oczach wszystkich. W świetle czołówki patrzyli na zamazany numer z nieczytelnym dopiskiem. Para z ich oddechów w chłodzie wieczoru mieniła się jak fosforyzujące na niebiesko obłoczki.

– Nie widzę, co tu jest – orzekł Calin i stracił zainteresowanie brudnym papierem. – Wracamy?

– Ja to bym się chyba teraz musiał przebrać, żeby usiąść z powrotem przy stole – odpowiedział Kris, patrząc na swoje spodnie. – Wystarczy mi wrażeń na dziś, pójdę już do pokoju.

– Okej, jak chcesz. Karolina? Idziesz ze mną?

Dziewczyna przez chwilę wahała się, stojąc pomiędzy kolegami z kopertą w ręce. Spojrzała na zegarek. 

– Też chyba będę wracać do klasztoru. Skoro mamy jutro po śniadaniu iść na szlak, to potrzebuję się porządnie wyspać.

– Dobra, ja wracam jeszcze dokończyć piwko – Calin machnął im ręką i ruszył w stronę gasthausu. – Dobranoc!

W ciszy Kris i Karolina szli ciemną ścieżką wzdłuż jasnego budynku. Noc była stosunkowo ciepła jak na koniec października, ale jakiś zimny dreszcz wstrząsnął ciałem dziewczyny, gdy stanęli pod wejściem. 

– Trochę się tym przejmujesz, co? 

– Słucham?

Kris roześmiał się. Pokiwał tylko głową i otworzył drzwi do budynku, w którym spali. 

Szli razem po schodach, potem korytarzem, aż zatrzymali się przy zakręcie, za którym Austriak miał zniknąć. Dopiero wtedy do głowy Karoliny dotarło pytanie zadane przez kolegę.

– Tak, przejmuję się – odpowiedziała. – Dzięki, że pomogłeś mi wydostać ten list.

– Nie ma sprawy.

Przez chwilę oboje stali bez ruchu, niezdecydowani, kto ma zakończyć rozmowę. 

–  Tylko nie rób kroku w tył – powiedział Kris.

– Co masz na myśli?

Chłopak zdjął z czoła latarkę. Popatrzył na swoje ręce. Zmarszczył brwi.

– Wyślij ten numer jego siostrze, nie próbuj na niego dzwonić. 

– Och. Tak. Dzięki.

Karolina w duchu pogratulowała mu przebiegłości. Ciekawość podszyta troską i ogromną porcją sentymentu pchała ją do tego, by jeszcze tego samego wieczoru wybrać zapisany na kartce, tajemniczy numer i sprawdzić, co to może oznaczać. Kto by odebrał? Z jakiego kraju? Jej uczucia pozostałe po znajomości z Wiktorem przechylały szalę w stronę całkowitego zapomnienia lub wiecznej wściekłości nie do zmycia z serca, ale jednocześnie jakaś jej część pragnęła natychmiast dowiedzieć się wszystkiego o potencjalnej trasie tego nonszalanckiego włóczęgi, o jego podróży z powrotem do Europy. Nie pojmowała, jak w jednej osobie może się zmieścić naraz tyle skrajnych emocji, a jednak czuła, że jej ręka trzymająca list lekko drży.

Uśmiechnęła się ciepło do Krisa. Odwzajemnił uśmiech, machnął ręką, w której trzymał czołówkę. 

– Dobranoc, Kris.

– Dobranoc. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *