62. Wróżba klucz

Gosia poczuła, jak w jej wnętrzu głowę podnosi ognista bestia.  Dziewczyna spojrzała na osłonięty siateczką mikrofon i wiedziała, że nie jest w stanie powstrzymać odpowiedzi ani w żaden możliwy sposób jej wygładzić.

– Jeśli tak interpretujemy słowa naszego słuchacza, pana Mirka – zaczęła powoli, precyzyjnie dobierając słowa. – To z pewnością przyznasz mi rację, gdy zaproszę wszystkie słuchające nas panie do takiej małej, spontanicznej radiowej akcji przełamywania stereotypów. Drogie kobiety i dziewczyny, dajcie nam znać, jeśli  kiedykolwiek  ktoś  zarzucił wam, że nie macie tak wielkiego talentu do prowadzenia pojazdów jak mężczyźni, a w rzeczywistości było wręcz odwrotnie. Jestem pewna, że zbierzemy ciekawe historie i zamieszamy trochę od rana na toruńskich drogach. Piszcie na adres mailowy naszej audycji lub dzwońcie. 

Igor w napięciu obserwował Gosię, która z wypiekami na twarzy odsunęła się nieco od mikrofonu.

– A my w tym czasie trochę ostudzimy emocje – powiedział. – Pomoże nam w tym zespół Raz Dwa Trzy.

Czerwona lampka w pomieszczeniu na chwilę zgasła. Gosia zobaczyła kątem oka jak za szybą studia wzmaga się ruch. 

– No, maleńka – Igor pokręcił głową. – Teraz to faktycznie zamieszałaś na toruńskich drogach.  Nie mieliśmy dzisiaj takich feministycznych zagrywek w scenariuszu. 

– Feministycznych? – Gosia zdjęła jedną słuchawkę z głowy.  W drugiej wciąż słyszała spokojną muzykę. – Mogłabym równie dobrze powiedzieć, że nie mieliśmy w planie  czytania na antenie takich seksistowskich bzdur o kobietach za kółkiem. To w ogóle nie było śmieszne.

Drzwi do studia otworzyły się. Stanął w nich wydający audycję Stary Waldek. Na jego widok dziewczyna zesztywniała i mocniej ścisnęła oparcie fotela.

– Bez takich niespodzianek poproszę – powiedział, wpatrując się w młodą dziennikarkę. Z jego twarzy trudno było wyczytać jakąkolwiek emocję. – To jest miła audycja poranna, a ty prowadzisz ją drugi dzień. Jeśli chcesz mieć na koncie trzeci, to się opanuj.

Bez czekania na odpowiedź wydawca zniknął w ciemnym korytarzu i zamknął Gosię oraz Igora w przytulnym, wytłumionym studiu. Dziewczyna głęboko oddychała. Patrząc w ciemną piankę na ścianie liczyła ile razy na sekundę bije jej serce. Za dużo razy.  

Gdy myśl o tragicznym końcu radiowej kariery na dobre już wykiełkowała w  jej głowie, dziennikarka spojrzała na skrzynkę  mailową. Pojawiły się trzy nowe wiadomości. Zgodnie z planem  weszli jeszcze z Igorem na antenę, by zapowiedzieć wiadomości o ósmej rano i wyłączyli się na czas reklam. Kolejne dwie historie spłynęły na skrzynkę. 

– Widziałeś? – Gosia pokazała z triumfem na  ekran monitora.

– Gosieńko – powiedział Igor, nachylając się w stronę komputera. -To bardzo klasyczne, dla dodania dramy wszczynać walkę płci, więc mnie zupełnie nie dziwi napływ odpowiedzi. Ale ważne, że się wybroniłaś. 

– Ja się nie musiałam niczym bronić – dziewczyna wzruszyła ramionami, a ognista bestia w jej wnętrzu zamlaskała z zadowolenia.  – Prawda się nie musi bronić.

Igor uśmiechnął się pod nosem.

Po wiadomościach podzielili się ze słuchaczami najciekawszym z maili. Serce dziewczyny powoli się uspokajało. Może jednak jeszcze jej nie zdegradują, może nie tak szybko wróci do roli stażystki biegającej za ludźmi po ulicy z pytaniem w publicznej sondzie.

– Mamy telefon – Stary Waldek odezwał się w studiu przez wewnętrzny głośnik. Popatrzył na Gosię krzywo przez szybę. – Dzwoni kobieta, która jeździ w rajdach terenowych. Bez tego triumfowania poproszę – dodał zanim młoda dziennikarka zdążyła się odezwać. – Wymyśl teraz jak ją poprawnie nazwać, czy jest kierowcą, kierowczynią, czy kierownicą. 

– Gosia ma z nią rozmawiać? – zapytał Igor.

– Tak. 

– To świetnie – dziewczyna wyprostowała się na krześle i uśmiechnęła szeroko. – Po prostu ją zapytam jak chce być nazywana.

Stary Waldek pokręcił głową z dezaprobatą. 

W porze lunchu Gosia siedziała w kuchni, czekając aż zagotuje się woda na herbatę. Do mikroskopijnego pomieszczenia wsunęli się naraz dwaj koledzy. Zza wysokiego Igora wyjrzał redaktor Czarny.

– A, tu jesteś. Nasza sufrażystka.

– Daruj sobie przemowy i kpiny – Gosia strzepnęła z kołnierzyka koszuli okruszki po kanapce. – Już mi dość Stary nagadał po audycji. 

– Nie, nie – Igor ukłonił się nisko i machnął ręką, jakby ściągał z głowy kapelusz. – My szanujemy i rozumiemy, w końcu obaj mamy żony. 

– To o co chodzi? – Gosia spojrzała w stronę czajnika, który zaczął bulgotać.

– W obliczu zasług i twojej radiowej spontaniczności chcemy przedstawić ci propozycję. Robimy taką małą imprezkę z okazji Andrzejek – powiedział Czarny. – Domek w lesie. Muzyka. Dużo muzyki. Alkohol. Dużo alkoholu. 

– O – Gosia przerwała nalewanie wody do kubka i spojrzała na kolegów z zainteresowaniem. – Kiedy?

– W tę sobotę.

– Muszę sprawdzić, czy już się na coś nie umawiałam…To przebierana impreza? Zobaczę was jako jakichś superbohaterów z Marvela albo… Bolka i Lolka?

Igor założył ręce na piersi, spojrzał na Gosię z góry. 

– Oczywiście, że przebierana. Mamy nadzieję, że wystąpisz jako króliczek. 

Dziewczyna odstawiła czajnik na szafkę. Przekrzywiła głowę, widząc podstępne uśmieszki kolegów. Przed oczami stanął jej kadr z “Bridget Jones”, w którym nieszczęsna bohaterka pojawia się na przyjęciu w stroju nieadekwatnym do typu spotkania. 

– Mhm, mhm. Dajcie mi przejść, muszę wracać robić wielki research, który Stary Waldek mi wlepił za karę. 

– To co, będziesz?

– Zobaczę.


Sowa kichnęła potężnie, aż zatrzęsło się łóżko. Stanisław siedzący obok na dywanie wyciągnął rękę po pudełko chusteczek, które miał po swojej prawej stronie. Zaczytany w wyświetlającym się na ekranie tabletu artykule nie odwrócił się w stronę Aleksandry, ale powolnym, precyzyjnym ruchem podał jej kartonik z chusteczkami. Dziewczyna sięgnęła po niego łapczywie spod koca. 

– Dzięki – powiedziała niewyraźnie. – To dla mnie bardzo ważne, że możesz tu ze mną być.

– To dla mnie bardzo ważne, że mogę tu z tobą być. 

Sowa spojrzała na jego łysą głowę i bluzę ze śladami remontowego pyłu na rękawach. Stanisław spędził dziś prawie cały dzień rozstawiając po kątach pracowników, którzy przygotowywali przestrzeń do montażu nowych okien. 

– I dziękuję ci, że pilnujesz tych facetów na strychu. 

Mężczyzna uśmiechnął się ledwie zauważalnie. W milczeniu, nie odrywając wzroku od artykułu,  wyciągnął dłoń w stronę koca, pod którym leżała chora Aleksandra. Położył rękę w miejscu, gdzie pod grubą tkaniną wyczuł jej udo. Czułym gestem pogłaskał jej nogę. 

Sowa zanurzyła się w tej chwili jak w ciepłej kąpieli. Połowa jej mózgu była wyłączona ze względu na katar i prawdopodobnie miała w tej chwili konsystencję budyniu – tak przynajmniej czuła Aleksandra, gdy usiłowała wydmuchać nos. Pozostałe części umysłu skupiły się na siedzącym w tym samym pomieszczeniu Stanisławie. Jego obecność w ciągu ostatnich kilku dni przestała być dziwna, a zaczęła stanowić naturalny element czasu i przestrzeni na Chopina. 

Do pomieszczenia otulonego listopadowym półmrokiem wpadła Gosia. 

– Sowa, Sowa, Sowa! Pożyczysz mi sweter? Ten zielony?

– Jasne, jest w szafie na półce – Aleksandra wyciągnęła palec w stronę drewnianych drzwi. Gosia zamaszystym ruchem otworzyła je i zanurkowała pomiędzy ubrania. – Nie mów, że brakuje ci ciuchów na imprezę.

– No właśnie brakuje!

Brunetka wynurzyła się z szafy z naręczem ciepłych, dzierganych swetrów. Wolną ręką poprawiła jeden ciemny lok, który zahaczył się o okulary. 

– Ale czekaj… Ty idziesz na imprezę do Andrzeja? Tam przecież zawsze jest ciepło. 

Gosia uśmiechnęła się nerwowo. 

– Nie, nie. Dostałam zaproszenie do domku w lesie. Będę w tym roku balować z radiowcami.

Sowa wyprostowała się nieco. Spojrzała uważnie na przyjaciółkę. 

– To pewna nowość. Zabierasz ze sobą Maćka?

Brunetka zamrugała ze zdumieniem.

– O, Boże. Tak szczerze, to zupełnie, zupełnie o nim zapomniałam. 

– Aha – Sowa uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Sięgnęła po kolejną chusteczkę. – Szkoda. 

Stanisław odłożył tablet na kolana i spojrzał w stronę Aleksandry. 

– A my będziemy sobie z czegoś wróżyć? – zapytał. 

– Chyba z fusów w herbacie albo z wydmuchanych glutów. Ja się pochylę nad kluczem i będzie kapało przez dziurkę.

– Czemu nie. 

– Dobra, lecę, bo inaczej mi pociąg ucieknie – Gosia odłożyła do szafy wszystkie swetry oprócz zielonego. Uśmiechnęła się ciepło do Sowy – Miłego wróżenia z kataru.

Dwie godziny później Stanisław przyniósł z kuchni dużą miskę z wodą i postawił ją pośrodku pokoju Sowy. Dziewczyna wychyliła nos zza czytanej książki. Spojrzała pytająco na swojego gościa. Zniknął w korytarzu, a po dziesięciu minutach wrócił z małym garnuszkiem roztopionego wosku.

– Ty tak serio mówiłeś? – Aleksandra odłożyła książkę na szafkę. 

Wygrzebała się spod ciepłego koca, żeby podejść do Stanisława. Podparła się pod boki i patrzyła na przygotowania do procedury lania wosku. 

– A masz przez co… 

Zanim dokończyła pytanie, mężczyzna wyciągnął z kieszeni wielki klucz służący do otwierania drzwi na strych. Sowa roześmiała się. Pokręciła głową. 

– Przygotowany na wszystko. 

– Oczywiście. 

– Dobrze, to jakąś muzykę nam do tego puszczę.

Sowa podeszła w stronę gramofonu. Z leżących w pobliżu, słuchanych ostatnio płyt wybrała jedną z mroczniejszych propozycji. Igła zaczęła przesuwać się pomiędzy czarnymi rowkami, a w pomieszczeniu rozpłynęły się dźwięki. Nie licząc stanu swojego ciała, ciągle cieknącego nosa i zsuwających się z tyłka dresów, Aleksandra czuła się cudownie. Podeszła do Stanisława, który z garnuszkiem wosku czekał na nią na środku pokoju. 

– Chwytaj klucz. Twoja wróżba pierwsza. 

Dziewczyna usiadła skrzyżnie nad miską. Chropowata powierzchnia metalu pod palcami chłodziła jej dłoń, a wosk przelatywał przez dziurkę i zastygał natychmiast po wpadnięciu do wody. Po chwili czekania Aleksandra wyłowiła dziwny kształt z miski. 

– Teraz ty.

Kiedy lała wosk, starała się powstrzymać przed patrzeniem na Stanisława. Miała jednak poczucie, że niezależnie od tego, czy zwraca na niego uwagę, czy nie, on i tak wie, jak ten magiczny moment związuje ich ze sobą mimo wszystkich możliwych przeciwności. 

– I co myślisz? – mężczyzna wziął do ręki swój kawałek wosku. Ustawił go przy lampce tak, aby rzucał na ścianę wyraźny cień. – Co to będzie w tej przyszłości?

– Hmmm… Samochód?

– Tylko nie to – roześmiał się Stanisław. Obrócił kształt tak, by na ścianie pojawiły się inne kontury. – Może to pies? Zobacz, tu ma nogę. Taki krzywy owczarek.

– Trochę też… No nie wiem, jakieś danie na talerzu.

To dobrze, bo ja lubię jeść. Okej, dawaj swój kawałek.

Sowa wręczyła swój wosk Stanisławowi i usiadła skrzyżnie na podłodze. Jakkolwiek by nie kręcił trzymanym fragmentem, wydawało jej się, że widzi literę B.

– Trochę dupa, trochę serce – podsumował w końcu ich interpretacyjne wysiłki Stanisław. 

Sowa roześmiała się, ale śmiech natychmiast przeszedł w kaszel. 

– Wspaniałe streszczenie mojego życia – powiedziała charkotliwie.

Kiedy udało jej się już opanować, sięgnęła znów po chusteczkę. Potarła dłonią głowę w miejscu, gdzie czuła największe skupisko chorobowego budyniu.

 Stanisław odłożył obie woskowe wróżby na ziemię. Przechodząc z pustym garnkiem po wosku obok Sowy, pocałował ją w czubek głowy.
Zamknęła na chwilę oczy. Siedziała tak bez ruchu, osadzona w rzeczywistości, słuchając muzyki z chusteczką w ręce, a świat dalej płynął wokół. 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *