63. Zmiany

Gosia zobaczyła, jak żona Czarnego niezbyt zgrabnie wchodzi na drewniany stół. Siedzący wokół ludzie wznieśli swoje butelki i zakrzyknęli coś na kształt wiwatu składającego się tylko z dźwięków. Kobieta poprawiła ciepłą kamizelkę, odchrząknęła i odrzuciła blond loki na plecy. Stanęła pewnie ze stopami rozstawionymi na szerokość bioder. Pomiędzy uciszającymi się nawzajem gośćmi imprezy wyglądała przez chwilę jak nieruchoma statua z zamkniętymi oczami.

– Co się dzieje? – szepnęła Gosia do Igora.

– Taka coroczna tradycja. 

Żona Czarnego zaczęła śpiewać arię operową.

Małgorzata Swadźba otworzyła buzię ze zdumienia. Jeszcze nigdy nie słyszała tyle dźwięku naraz w tak małej przestrzeni. Choć pieśń była pozbawiona jakiegokolwiek podkładu muzycznego, wiatr wiejący w kominie i naokoło chaty dodawał całości niezwykłego tła. Goście patrzyli na stojącą na podwyższeniu kobietę, a na ich twarzach malowały się wszelkie możliwe emocje. Śpiewaczka lekko unosiła dłonie, co rusz obdarzała swoją uwagą inną osobę, ale ani na chwilę nie przestawała jaśnieć jakimś niezwykłym światłem, które tylko artyści zakochani w swojej sztuce potrafią gromadzić i oddawać. 

Igor pociągnął nosem. Gosia ukradkiem rzuciła okiem na współprowadzącego audycję.  Uśmiechnęła się na widok wzruszonego, dwumetrowego wielkoluda. Redaktor Czarny patrzył na swoją żonę z uwielbieniem, kiedy kończyła arię wysokim tonem. Umilkła, ale jej głos jeszcze przez chwilę wibrował w powietrzu, wsiąkał w drewniane ściany, w stare tkaniny mebli, w nieruchomych ludzi. 

– Brawoooo!

Wszyscy rzucili się do wiwatowania na jej cześć, klaskali, gwizdali, tupali i wznosili wysoko swoje butelki czy szklanki. Czarny ujął dłoń żony i ucałował ją, pomógł jej zejść ze stołu.

– Andżelika pracuje w operze w Bydgoszczy – Igor nachylił się w stronę Gosi, żeby wśród wrzawy wypełniającej chatę usłyszała co mówi. – Poza ćwiczeniami i występami nigdy nie daje się namówić na śpiewanie, ale tutaj co roku przekonujemy ją, żeby uświetniła spotkanie.

– Boże. Przepiękne to było. I w dodatku po czesku.

– Tak. Można powiedzieć, że wyła do księżyca. No serio! – dodał, gdy Gosia spojrzała na niego z politowaniem. – To z Dvořáka.

– A gdzie ty masz swoją żonę, co? 

Redaktor oparł się ciężko o ścianę przy wejściu na schody. Dwoje gości przeszło obok. 

– Może zanim odpowiem, pójdziemy wymienić puste szkło na pełne? – Igor machnął swoim piwem w stronę dwójki, która znikła w kuchni. – Musimy się spieszyć, bo zaraz się skończy kraftowe, whisky, gin, cola i zostanie tylko…

– Możemy iść, ale nie musimy się spieszyć – Gosia mrugnęła porozumiewawczo. – Schowałam u siebie w torebce jeszcze całą butelkę nalewki. 

Igor z uznaniem pokiwał głową.

– Nie wiedziałem, że taki z ciebie strateg.

– Lata praktyki – odpowiedziała swobodnie. 

Dopiero widząc rozbawioną minę Igora zdała sobie sprawę, że może nie daje tym wyznaniem najlepszego świadectwa o sobie, ale machnęła tylko ręką. 

Po powrocie z kuchni usiedli razem na schodach prowadzących na piętro. Co jakiś czas musieli przesuwać się, by osoby chcące wejść na górę chatki mogły przejść. Drewniane stopnie były chyba ostatnim wolnym miejscem. Całą przestrzeń wypełniali ludzie, muzyka grana na instrumentach przez gości, butelki, jedzenie i gwar.

– To jest absolutnie niezwykłe, że nam się udaje co roku zapełnić to miejsce – Igor westchnął, patrząc z góry na krzątających się gości. – Pierwszy raz byłem u Czarnego na Andrzejkach chyba z dziesięć lat temu. Wiadomo, ekipa się trochę wymienia, niektórzy musieli po drodze zajmować się dziećmi, a potem wrócili.  Część wyjechała, ktoś tam zupełnie odpłynął w życiu, pokłócił się albo przeprowadził do innego kraju… Ale co roku wracamy do tego lasu i gramy, pijemy, aż wszyscy się skończą.

– Bardzo mi się tu podoba – Gosia oparła głowę o ścianę wyłożoną boazerią. – Nawet nie czuję się obco, chociaż trochę się tego obawiałam.

– To najlepszy znak, że jesteś właśnie w tym miejscu w swoim życiu, w którym powinnaś – Igor wyciągnął swoją butelkę w stronę koleżanki i zachęcił ją gestem, by stuknęła swoim piwem o jego. 

– Patrz, patrz, nawet Stary Waldek gra! – dziewczyna aż wychyliła się do przodu, gdy zobaczyła poważnego przełożonego z harmonijką w ustach. 

– Oczywiście, Waldek to jest rasowy bluesman!

Przez chwilę oniemiała Gosia patrzyła w dół na ludzi. Niektórzy już rozgrzali się od kominka, muzyki albo alkoholu. Zdejmowali swetry, kraciaste koszule i puchowe kubraczki, które na początku były niezbędne, by wytrzymać zimno. Znana Gosi z korytarza radiowego kobieta o okrągłej budowie usiłowała namówić do tańca jednego ze starszych gości. Nie prosiła długo – już za chwilę oboje wirowali na wytartych deskach, a wokół ludzie cieszyli się i klaskali.

– To gdzie jest twoja żona?

Igor uśmiechnął się.

– Nie odpuszczasz, co?

– Nigdy.

– Kasia oficjalnie ma dyżur w szpitalu.

– A nieoficjalnie?

– Nieoficjalnie też.

– Ale pewnie nie musiała go brać. Albo zamieniła się z kimś. Albo stwierdziła, że zrobi ci na złość, bo się pokłóciliście.

Chłopak o zmęczonym wyrazie twarzy stanął u stóp schodów i spojrzał na siedzących na stopniach radiowców. Igor przesunął się w stronę Gosi, przepuścili go na górę. 

– Jesteśmy małżeństwem od ośmiu…? Dziewięciu lat. I na początku zawsze ze mną przyjeżdżała do chaty na Andrzejki. Ale zmieniła się, jak to ona mówi, jest zbyt zmęczona. Nie potrzebuje takich spotkań. Nie chce marnować na nie czasu. Woli siedzieć w domu i odpoczywać albo pracować, żeby zarabiać na nasz kredyt.

– O rajuśku – Gosia pociągnęła łyk ze swojej butelki. – Jak dla mnie, taki czas z muzyką i ludźmi to najważniejsze, co bym chciała w życiu robić. No i reportaże – dodała po chwili, obserwując jak do pierwszej tanecznej pary dołącza druga. 

– Ostatnio nie dogadujemy się zupełnie – mówił dalej Igor. Przerwał na chwilę, gdy chłopak schodzący teraz z góry klepnął go w ramię. Razem z Gosią zrobili miejsce na schodach i przepuścili go raz jeszcze. – Kasia nie ma dla mnie czasu. Zresztą wydaje mi się, że nie jestem już dla niej interesujący, byłem tylko środkiem do realizacji jakiegoś życiowego celu. Znaleźć faceta – odstawił butelkę na stopień koło swojej nogi i gestykulował dłońmi, wyznaczając odcinki w powietrzu. – Wyjść za mąż. Zbudować dom. Ustawić się. Tyle. 

– Macie dzieci?

– Nie. To też była jej jednoosobowa decyzja. 

Gosia przesuwała palcem po gładkiej powierzchni swojej butelki, nie mogąc złożyć w głowie kolejnego pytania albo kojącej odpowiedzi, którą chciała obdarzyć smutnego Igora. W tamtej chwili wydawał jej się taki zamknięty w swoim zrezygnowaniu, a jednocześnie potrzebujący ciepła, że nikt inny na świecie nie mógł mieć większego prawa do bycia pocieszonym.

Wyciągnęła ramię i pogłaskała go dłonią po plecach. Zdziwiony redaktor spojrzał na nią z wdzięcznością. 

– Spytałaś z własnej inicjatywy, to teraz przyjmuj odpowiedź.

Po chwili milczenia Igor również wyciągnął ramię, by przyciągnąć Gosię do siebie i się do niej przytulić. Czuła, jak alkohol wlany do żołądka zamazuje jej świadomość na krawędziach i wyostrza poczucie, że dokonuje się właśnie coś niezwykłego. Było jej naraz dobrze, melancholijnie, tęskno i ciepło.

Muzycy na dole przestali grać. Towarzystwo rozeszło się do kuchni, łazienki lub na papierosa przy wejściu. Nadal przytuleni Gosia i Igor przepuścili na schodach kilka osób, które wchodziły na górę lub schodziły w dół. W końcu wstali, żeby nie tamować ruchu.

– To co, dobijamy ten wieczór nalewką? 

– Nie odmówię.


Trzy godziny później siedzieli w czwórkę przy kuchennym stoliku z Igorem, Starym Waldkiem i żoną Czarnego, która okazała się wyjątkowo wytrwała jako gwiazda imprezy. Większość gości już zdążyła położyć się spać w miejscach, w których znaleźli kawałek kanapy albo materaca. Dwoje muzyków grało jeszcze w sąsiednim pokoju ciche piosenki. Nikt nie był już w stanie rozróżnić ani zaśpiewać tych melodii.

– Proszę bardzo – śpiewaczka rozlała do małych kieliszków wiśniowy płyn, odstawiła pustą butelkę na stół przykryty ceratą. – Wiecie, to wyjątkowa okazja. Zazwyczaj w ogóle nie piję. 

– Jakaż to okazja, Andżeliko, najpiękniejszy głosie po obu stronach Wisły?

– Pijemy za moje rozstanie… Z operą.

Nad stołem natychmiast podniósł się pijacki lament. Gosia odstawiła wzniesione już w powietrze szło i pochyliła się do przodu.

– Niemożliwe! – zawołała. – Dlaczego?

– Mój czas się kończy. Do cholery, tyle lat spędziłam na deskach, że naprawdę cięzko to przychodzi, ale nie dam sobą pomiatać. Otóż – kobieta przymknęła oczy i uśmiechnęła się szeroko, gdy mówiła: – Zdaniem dyrektora jestem do większości ról za stara i za gruba.

Głosy sprzeciwu raz jeszcze wypełniły ciasną kuchnię. Igor pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Ja nie wiem, gdzie ten człowiek ma oczy – wybełkotał oburzonym tonem. – Nie przejmuj się nim i śpiewaj! Przecież jesteś piękna i masz ogromny talent!

Gosia jak przez mgłę patrzyła na śpiewaczkę, która unosi w górę wskazujący palec. 

– Podjęłam decyzję. Nie będę już tam pracować. 

Stary Waldek westchnął głęboko.

– Na zmiany nie da rady – powiedział. Spojrzał nad stołem na wszystkich po kolei. – Wy to jeszcze macie przed sobą tyle nowych dni, tyle odkryć i tyle zmian…

– Czasem trzeba im się po prostu poddać – dopowiedziała Andżelika. Kiedy chwyciła swój kieliszek, złote loki poruszyły się na jej ramionach. – Kochani. Wypijmy za zmiany.

– Za zmiany!

– Za zmiany. Ale tylko te dobre.

– Ja piję za wszystkie. 

Po kolei wszyscy zmęczeni goście wychodzili z kuchni, aż zostali w niej tylko Gosia i Igor. Dziewczyna półleżała na stole. Patrzyła z tej perspektywy na starą lampkę z kloszem upstrzonym muchami. Choć miała za sobą kilometry trasy przebytej w wakacje, kilka niezwykłych doświadczeń prosto z Bałkanów, wiele litrów przetworzonego alkoholu w życiu, to coś wyjątkowego w tych muzycznych Andrzejkach nie dawało jej jeszcze zasnąć. 

W pole widzenia wszedł Igor, zasłaniając lampkę.

– Gosieńko. Idź spać. 

Dziewczyna posłusznie podniosła się z krzesła. Jednak zamiast udać się w stronę drzwi, podeszła do kolegi i mocno się do niego przytuliła. Igor objął ją. Oboje zamknęli oczy. Stali tak długo w ciszy, słysząc jedynie pochrapywanie któregoś z gości nocujących w pokoju obok i szum wiatru. 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *