64. Rytuał przejścia dalej

“Wiktor się znalazł.”

Karolina od dwudziestu minut leżała w ubraniu na łóżku i mieliła w sobie tylko to jedno zdanie. Co jakiś czas podnosiła telefon, patrzyła na wiadomośc od siostry Wiktora i znów odkładała rękę na posłanie. 

Dlaczego jeszcze w ogóle wzbudzało to w niej jakieś emocje? Dlaczego były tak silne?

Po co męczyła się, zastanawiając się czy zdecyduje się do niej przyjechać? Co prawda znalazł się w Szwajcarii, która faktycznie była tuż za miedzą. Mógł zaplanować jakąś wycieczkę w okolice, mógł napisać i zaprosić Karolinę na wędrowanie po alpejskich trasach. Istniała taka możliwość.

Dziewczyna usłyszała pukanie do drzwi.

– Nie idziesz na kolację?

Kris stanął w progu. Przez moment przyglądał się zabałaganionej połowie pokoju należącej do Irene. 

Karolina z westchnieniem podniosła się z łóżka. 

– Unikanie jedzenia jeszcze nikomu w niczym nie pomogło, prawda? – rzuciła, podchodząc do Austriaka. 

– No, chyba, że schudnąć.

Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi na klucz i ruszyli razem korytarzem.

– Coś cię gryzie?

– Wiktor się odnalazł, jego siostra napisała do mnie – Karolina chwyciła zimną poręcz schodów, jakby faktycznie potrzebowała się na czymś oprzeć. – I zdawało mi się, że nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia. Ale zrobiło. Nie rozumiem, dlaczego. Taki trup z szafy, przecież już skreśliłam go na tyle różnych sposobów, na tylu różnych poziomach.

Kris uniósł lekko brwi.

– Ale zamierzasz się do niego odzywać?

– Boże, nie! – Karolina roześmiała się nerwowo na tę propozycję. – Najbardziej to bym chciała, żeby już na zawsze znikł z mojego życia, w jakiejkolwiek roli go nie spotkam.

– Rozumiem – chłopak otworzył przed Karoliną drzwi i wyszli na wewnętrzny klasztorny korytarz prowadzący do jadalni. – To czemu się tak stresujesz?

– Nie wiem.

Kris usłyszał w tych dwóch krótkich słowach tyle smutku i złości naraz, że spojrzał uważnie na koleżankę. Wyciągnął rękę i poklepał dziewczynę przyjaźnie po ramieniu.

– Będzie lepiej, zobaczysz. 

– Ale już było lepiej! Czemu nie jest nadal, na stałe!

Chłopak roześmiał się. Weszli do sali pełnej stół, krzeseł, obrusów i zapachu jedzenia. Na miejscu przeznaczonym dla konserwatorów była już Hanka, nakładała sobie na talerz posiłek przygotowany przez siostry zakonne. Kris i Karolina usiedli obok. Po chwili zjawili się pozostali członkowie ekipy, nad stołem jak zawsze rozbrzmiał gwar. Calin donośnym tonem opowiadał coś o swoim planie na weekend, Irene o niezwykłym nauczycielu jogi, który zapraszał ją do Indii na warsztaty. W końcu Karolina schowała do kieszeni telefon, na który co jakiś czas spoglądała.

– Co tam się dzieje, prawie cię dzisiaj  z nami nie ma przy tym stole – Hanka spojrzała na Polkę przenikliwym wzrokiem. 

Wiedząc, że koleżanka nie odpuści zanim się nie dowie, Karolina przypomniała wszystkim historię listu, którego razem szukali w śmietniku. 

– Czyli w zasadzie nic się nie stało? – doprecyzowała Irene.

– Nic. Nic! – Karolina w geście frustracji wyrzuciła ręce do góry nad stół. – Nic się nie stało, a ja się zachowuję, jakby zaraz miało się wydarzyć wszystko.

– Dobra, musisz po prostu zamknąć to gówno jakimś rytuałem – Hanka wzruszyła ramionami. Dolewając sobie herbaty do kubka dodała: – Wiadomo, że nie zawsze działa, ale warto próbować. To wszystko poparte psychologiczną wiedzą, żeby nie było. Palenie listów do byłych, wywalanie ich rzeczy na śmietnik, to są uwalniające rytuały. Ja po każdym facecie robiłam sobie jakiś tatuaż, żeby jednocześnie to zamknąć i przeboleć. 

Wzrok wszystkich padł na ramię Hanki. Uśmiechnęła się, gdy to dostrzegła. Odstawiła kubek z herbatą na stół. Podwinęła rękaw koszuli. Pokazywała palcem skórę jak mapę z punktami zwrotnymi w swoim życiu.

– Te fale to był Steve, świetny facet, żeglarz. Psia łapę mam po Karolu, hodowcy terierów. Tu mam jeszcze górę, bo Marek był wspinaczem. A po drugiej stronie… – przesunęła palcem po ramieniu, gdzie wytatuowana paproć zieleniła się soczyście. Uśmiechnęła się smutno. – Ivan. 

– A co będziesz miała po mnie? – zapytał rozbawiony Calin, nachylając się nad stołem. 

Hanka spojrzała na chłopaka z rozbawieniem. Od dziesięciu dni regularnie, w mniej lub bardziej oczywisty sposób, próbował ją podrywać. Karolina i pozostali uczestnicy konserwacyjnej przygody nie raz deklarowali, że ten pobyt w Szwarcwaldzkim klasztorze przypomina im wyjazd nastoletniej klasy na szkolną wycieczkę, ale w ich niedużej grupie do tej pory jeszcze nie zajaśniało na horyzoncie widmo romansu.

– Zobaczymy, co mi zostawisz w moim lodowatym sercu – odpowiedziała Hanka, świdrując Calina wzrokiem.

– Dobra, dobra – Karolina gestem uspokoiła stolik, nad którym rozległy się śmiechy, westchnienia i inne dźwięki. – Czyli polecasz rytuał na odcięcie się?

– Polecam. 

Przez dwa kolejne dni Karolina zastanawiała się, jaki sposób będzie najlepszy, by zamknąć wspomnienia w mentalnym pudełku i nie wracać do nich przy każdej możliwej okazji. Za namową Gosi, która tego typu życiowe sprawy załatwiała precyzyjnie i systematycznie, robiła sobie w telefonie listę możliwości. Miała tam już napisanie długiego listu do Wiktora i spalenie go, rozrysowanie ich wyprawy na kartce i zakopanie jej pod drzewem w pobliskim lesie oraz kilka innych opcji. W trakcie pracy, słuchając na rusztowaniu podcastu znalazła kolejne sposoby. Wszystkie potwierdzały, że takie działanie będzie wskazane, słuszne, mądre, że będzie emanacją jej pewności siebie oraz nowej tożsamości.

– I właśnie to mnie jakoś nie przekonuje – wyznała Karolina Krisowi, gdy w pobliskim sklepie kupowali prowiant na krótką górską wycieczkę, którą planowali razem z Calinem na niedzielę. – To powinno mnie uwolnić, zmienić, podkreślić, że jestem jakaś… nowa.

– A co, nie jesteś?

Dziewczyna zatrzymała się przy lodówkach pełnych kolorowych napojów gazowanych. Przez chwilę patrzyła na nie w milczeniu.

– A co, jestem?

Kris poprawił okulary, które zjechały mu na czubek nosa. 

– Na to pytanie tylko ty możesz sobie odpowiedzieć. No, wybieraj co tam chcesz i zmywamy się stąd, bo zaraz zamykają. 

Po powrocie ze sklepu Karolina zastała Irene leżącą na macie pod kocem w trakcie relaksacji po godzinnym ćwiczeniu jogi. Cichutko stąpając, żeby nie przeszkodzić koleżance w medytowaniu, Polka weszła do ciemnego pokoju. Postawiła zakupy na podłodze. Irene bardzo głęboko westchnęła i powoli podniosła się do siadu skrzyżnego. Zaintonowała mantrę om, a potem złożyła dłonie na wysokości serca. Otworzyła oczy. 

– Spokojnie, już skończyłam – powiedziała z uśmiechem. 

– Dzięki.

Karolina zdjęła ciepłą kurtkę i zaczęła rozpakowywać zakupy. Za jej plecami Włoszka powoli zwijała matę. Tknięta kolejną nagłą myślą, blondynka odwróciła się w stronę współlokatorki.

– Irene?

– Hm?

– Miałaś kiedyś moment, w którym zauważyłaś u siebie jakąś dużą zmianę? Nie wiem, na przykład kiedy zaczęłaś ćwiczyć jogę?

Dziewczyna stanęła nieruchomo z matą w ramionach. Zapatrzyła się w róg pokoju, jakby stamtąd ktoś wyświetlał jej odpowiedź na prompterze. 

– I tak, i nie. Mam ogromne problemy z kręgosłupem, więc joga jest świetnym ćwiczeniem fizycznym. Uspokaja mnie, pomaga poukładać sobie rzeczy w głowie. Wpływa na mnie, ale to jest ciągły proces, nie jakaś gruba kreska – ciach, koniec starej irene, teraz jest nowa, Irene-joginka.

Karolina usiadła na swoim łóżku z westchnieniem. Przez chwilę patrzyła na nieruchomą, bosą koleżankę ubraną w luźne ciuchy do ćwiczeń.

W końcu Polka wyciągnęła telefon z kieszeni i przeczytała sporządzoną wcześniej listę sposobów na odcięcie się od starych wspomnień czy błędów. Nadal żadne z działań nie przemawiało do niej tak bardzo, by chciała z niego skorzystać. Nie licząc tatuaży Hanki, wszystkie wydawały jej się mało atrakcyjne. Nie zamierzała jednak upamiętniać Wiktora, ani też podkreślać, że jest kimś nowym dzięki przeżyciom ostatniego roku. Podzieliła się z Irene tymi przemyśleniami.

– Czuję się bardziej, jakbym wracała do starej siebie  – dodała na koniec. 

Włoszka również usiadła na łóżku po swojej zabałaganionej stronie pokoju. 

– To co by zrobiła stara Karolina?

– Po prostu tatuaż, tak dla siebie.

– To go zrób. Tak dla siebie.

Następnego dnia rano przy stole Karolina zapytała Hankę, czy pomoże jej znaleźć jakiś sensowny sposób, by jeszcze w trakcie wymiany w Szwarcwaldzie mogła zrobić sobie pierwszy tatuaż. Koleżanka zapaliła się do tego pomysłu, przy okazji również chciała coś nowego dorzucić do swojej kompozycji na jednym z ramion. Przesiedziały dwie godziny niedzielnego wieczoru, szukając w internecie ciekawych miejsc, które znajdowały się w zasięgu kilku stacji pociągiem. Wreszcie udało im się dogadać z jednym z tatuatorów we Freiburgu, który znalazł nieodległy termin. Teraz pozostawało tylko ustalić, jaki wzór Karolina chce mieć.

– Góry – odpowiedziała natychmiast, z szerokim uśmiechem. – To muszą być góry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *