Karolina z błogim uczuciem przypatrzywała się muzykom, którzy po raz drugi już grali bis na życzenie wiedeńskiej publiczności. W pubie panował półmrok, ale ze swojego miejsca przy barze widziała barwne koraliki na dredach piosenkarki i etniczne wzory namalowane na kontrabasie. Cover znanej piosenki w wersji akustyczno-cygańskiej snuł się nad głowami gości, wtapiał w szum rozmów i znów rozbrzmiewał głośniej, gdy trzeba było zaakcentować ważniejszą frazę. Polka jednym palcem gładziła wilgotny kufel lokalnego piwa, a drugą skubała koniec jasnego warkocza.
– Umiesz się zasłuchać – powiedział Kris, kiedy muzycy zakończyli utwór i pub znów wypełnił się brawami. – Patrzyłem na ciebie cały czas, a ty ciągle skupiona na scenie.
Karolina uśmiechnęła się przepraszająco.
– Chyba jestem pijana Wiedniem, wiesz? Ja już nie przyswajam, mam blokadę na bodźce. Tyle dzisiaj zobaczyliśmy, Belweder, Schönbrunn, kościoły… i jeszcze wciągnęłam półtora kawałka tortu Sachera, a na koniec to miejsce – potoczyła wzrokiem po różnorodnym tłumie gości. – To jest naprawdę taka zwykła, osiedlowa miejscówka?
– Osiedlowa na pewno, ale nie taka znowu zwykła. Mieszkańcy mają ją na własność, częściowo jest finansowana ze środków z funduszu osiedlowego, każdy dokłada parę euro do czynszu i za to mogą tutaj przychodzić jak do siebie.
Dziewczyna uchwyciła kątem oka, że uśmiecha się do niej ciemnoskóry barman. Chwilę wcześniej zdradził jej, jak się nazywa najlepszy lokalny browar. Przez tłum wokół stolików przeciskali się rodzice z nastoletnimi dziećmi, w kącie trzech starszych panów rozmawiało ze sobą podniesionymi głosami. Ich ekscytacja była tak wielka, że można byłoby podejrzewać ich o wiekopomne rozważania na temat filozofii albo co najmniej sportu, ale chyba chodziło o jakąś zepsutą latarnię przed czyimś mieszkaniem.
– Podoba mi się tu.
Karolina dopiła ostatni łyk ze swojego kufla. W uśmiechu Krisa, wpatrzonego w nią jak w obrazek, dziewczyna odczytała po raz kolejny falę niekontrolowanej fascynacji, której zupełnie nie zdradzał przez miesiące spędzone na rusztowaniu. Wydawało jej się wcześniej, że po prostu nadają oboje na tych samych falach i wspólne spędzanie czasu w przyrodzie cieszy ich dwoje bardziej, niż innych uczestników unijnego projektu. Dziwne przyciąganie pojawiło się dopiero po wyjeździe, a nasiliło po tym, jak wbiegli na most Zollamstbrucke, żeby zdążyć zrobić zdjęcie przejeżdżającym pod spodem wagonikom metra. Na obiedzie w wegańskiej knajpce spotkali się z dwiema koleżankami Krisa, które pracowały w agencji reklamowej i wyskoczyły na lunch między jednym a drugim projektem. Wiedeń wydawał się aż iskrzyć od dobrych wrażeń.
– Dlaczego nie chcesz tu zostać? Przecież to jest świetne miasto. I masz tu tylu dobrych znajomych.
Chłopak na chwilę opuścił głowę. Palcami kręcił młynki i w milczeniu wpatrywał się w podłogę.
– Na pewno mógłbyś tu znaleźć pracę.
– Mógłbym – Kris poprawił okulary, które zjechały mu na czubek nosa. – Oczywiście.
– Chyba cię w tej kwestii nie zrozumiem – roześmiała się Karolina. W przypływie dobrego nastroju chwyciła zdziwionego chłopaka za rękę i pociągnęła go w stronę wyjścia. – Koniec. Idziemy do domu. Jeszcze minuta i zamówię kolejne piwo, a to się może skończyć źle dla twojej łazienki!
– Dobra, dobra, tylko kurtkę zabierz, wariatko – Kris pociągnięty do przodu zsunął się z wysokiego barowego krzesła. Zdjął z oparcia swój płaszcz i softshell Karoliny.
Szli powoli pomiędzy równymi kamieniczkami w kolorze biszkoptów. Rzędy okien nad nimi przesuwały się rytmicznie, a drobniutki śnieg zaczął padać w tej miejskiej scenerii, jeszcze bardziej wyciszając ją po pełnym wrażeń dniu. Kiedy mijali kolejną uliczkę, której nazwa kończyła się na „Gasse”, Kris bez pytania chwycił Karolinę za rękę. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, niezbyt zdziwiona tym gestem. Spokojny spacer po uśpionej wiedeńskiej dzielnicy wieńczył kilka miesięcy spędzonych na rusztowaniu wśród młodych ludzi z całej Europy.
Stanęli pod wejściem do kamienicy, w której Kris wynajmował pokój razem z jedną z koleżanek z agencji reklamowej. Zanim weszli na pierwszy stopień schodków, chłopak wymruczał coś pod nosem. W szumie przejeżdżającej właśnie, miejskiej kolejki, nie było słychać, czego dotyczyła prośba, więc Karolina poprosiła, żeby powtórzył.
– Czy mogę cię pocałować?
Jego spojrzenie sponad oprawek okularów było pełne niepewności i gotowości na przyjęcie odmowy, co rozczuliło Karolinę aż do podszewki serca.
– Jasne – odpowiedziała wesoło i już, już miała zamiar zbiżyć się bardziej, gdy przyszło jej do głowy, jakie mogą być konsekwencje tej drobnej wymiany czułości. – Ale poczekaj, są warunki.
– Warunki? – Kris zatrzymał ręce w pół drogi do ramion Polki, które od rana bardzo chciał objąć.
– Jutro się rozjeżdżamy i głupio by było do siebie tęsknić z tak daleka. To znaczy, tęsknić będziemy oboje bez dwóch zdań, ale w trochę inny sposób. – dziewczyna mocno stanęła na bruku, pokrytym cieniutką białą warstwą. – Zatem: nie zakochamy się w sobie na zabój, ani na amen, ani na zawsze. Nie zostaniemy parą i nie będziesz ode mnie oczekiwał, że gdzieś tam do ciebie pojadę, do Francji ani gdziekolwiek.
Kris roześmiał się.
– Nauczona doświadczeniem…
– Oczywiście – Karolina uniosła dumnie podbródek. – Należy zawsze wiedzieć, na czym się stoi.
– Zgadzam się. I na twoje warunki też się zgadzam.
Austriak jeszcze raz wyciągnął ręce w stronę dziewczyny, przytulił ją mocno i pocałował. Mimo wcześniejszych twardych negocjacji Karolina poczuła, jak w jej wnętrzu rozpływa się przyjemne ciepło, nie mające nic wspólnego z byciem hardą czy doświadczoną. Drobne płatki śniegu spadały na jej zaróżowione policzki i na włosy, wystające spod czapki.
– Może to głupio zabrzmiało, ale wiesz, to wszystko z szacunku do ciebie – dodała miękko, wtulając się w kurtkę Krisa. – I do siebie.
Rano współlokatorka Krisa posadziła Karolinę przy stole i nakładała jej co chwilę kolejne naleśniki prosto z patelni. Różowe włosy dziewczyny aż furkotały w powietrzu, kiedy zgrabnie przeskakiwała od palnika kuchenki do talerza.
– Założyłam sobie, że w ostatnich dniach projektu będę robić wszystko, czego jeszcze w życiu nie próbowałam.
– I jak ci się ten plan sprawdził?
– Bardzo dobrze – odpowiedziała z uśmiechem Polka, wypatrując na korytarzu Krisa, który krzątał się między łazienką a sypialnią. – Nawet powiem, że nad wyraz dobrze. Dzieją się rzeczy, których się nie spodziewałam.
– Hej, Agneees! – po chwili rozległo się wołanie. – Gdzie jest papier toaletowy?
Różowowłosa graficzka odwróciła się w stronę korytarza i odpowiedziała, że na pewno znajdzie jeszcze kilka rolek w szafce nad pralką.
– Jest jeszcze jedna rzecz, której nie zrobiłam, ale to już chyba nadrobię po powrocie do Polski.
– Co takiego? – Agnes nałożyła Karolinie ostatni naleśnik i usiadła naprzeciwko niej przy stole. Nalała sobie kawy z dzbanka.
– Zawsze chciałam pofarbować włosy na jakiś szalony kolor.
Kris wszedł do kuchni, ziewając szeroko. Usiadł pomiędzy dziewczynami. Posłał Karolinie rozmarzone spojrzenie śpiących oczu, a ta roześmiała się radośnie.
– O której masz busa do Polski? – zapytała Agnes.
Udało im się ustalić, że jeszcze ten ostatni punkt spisu szalonych działań uda się zrealizować przed wyjazdem. Godzinę później dzięki pomocy Agnes i zaopatrzeniu nieodległej drogerii, Karolina suszyła swoje niebieskie końcówki w łazience na Römergasse. Patrzyła w lustro z lekkim sercem, trochę niewyspana po wczorajszym koncercie i spacerze.
Wiedziała, że może zmieniać swoje życie. Potrafiła być dla innych wierną przyjaciółką mimo odległości, a oprócz tego nauczyła się stawiać granice w romantycznych sytuacjach, które dobrze się zapowiadają. Pamiętała, gdzie nadal boli ją historia z Wiktorem w roli głównej. Czuła, jak bardzo lęk o zawodową przyszłość i społeczne wymagania ciągną ją w dół.
W lustrze odbijała się para niebieskich oczu, nos z kilkoma piegami, uśmiech pełen energii i spiczasty podbródek. Wokół głowy jej włosy nadal miały kolor słomy, ale na wysokości ramion przechodziły w piękny, intensywnie niebieski kolor. Spojrzała jeszcze w dół na wytatuowany na ręce górski grzbiet, wpisany w różę wiatrów. Przypomniała sobie ból i Hankę, która na wszelkie sposoby usiłowała ją zagadywać w trakcie wykonywania wzoru w ciemnej uliczce Freiburga.
Zrozumiała, że dopiero dzięki połączeniu tych wszystkich elementów i doświadczeń naprawdę staje się sobą.